poniedziałek, 15 października 2018

#RECENZJA: Ostateczna operacja [2018]

Co jest potrzebne do skazania największego ludobójcy w historii naszej cywilizacji? Okazuje się, że to co podpowiada serce nie jest takie proste w rzeczywistości. Oglądaliśmy "Ostateczną Operację" od Netfliksa.

W czasach niemieckiej kapitulacji wielu esesmanów opuszczało kraj w obawie przed spotkaniem z konsekwencjami. Tym, którzy zostali w kraju przedstawiono zarzuty w głośnym procesie norymberskim. Znaczną ilość ucieczek organizowało środowisko duchowne, po to by dziedzictwo czystości aryjskiej nadal żyło. Trudno powiedzieć, który kraj okazał się tym o najżyźniejszej glebie, niemniej niemieccy oficerowie swoją widownię znaleźli również w Ameryce Południowej. Tamtejsza grupa nazistów budowała swoją pozycję w odzyskującej niepodległość Argentynie, ale... żydowski oddział specjalny nie pozostawał obojętny. Wieść, że Adolf Eichmann, autor ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej mieszkał w Buenos Aires ze swoją rodziną, sprawiła, że do akcji wkroczył MOSAD. Izraelska jednostka specjalna zaplanowała porwanie byłego esesmana, po to by spotkała go sprawiedliwość w żydowskiej ojczyźnie. Mimo, że pomysł spodobałby się bohaterowi książek Iana Fleminga, władze Buenos Aires chciały inaczej. Właściwie już druga część filmu skupia się na ukrywaniu Niemca i próbie uzyskania od niego podpisu na wniosku o samowolnej podróży do Izraela. W międzyczasie widzimy całą gamę scen pokazujących stosunek agentów do zabójcy swoich krewnych. Jedyną osobą, z którą Adolfowi udało się nawiązać jakąś relację był Peter Malkin. Człowiek, który stracił podczas wojny bardzo ważną dla siebie siostrę w trakcie jednej z egzekucji pod Lublinem. Peter podjął ryzykowną próbę otwarcia się przed swoim oprawcą, co uruchomiło honorową postawę Adolfa, który bez użycia przemocy ani słownej, ani fizycznej, podpisał wcześniej wspomniany dokument. Cała operacja, według różnych źródeł, trwała około 10 dni. Ku mojej ignorancji i ogromnemu zaskoczeniu, MOSAD odniósł sukces w akcji pojmanie i ekstrakcja, a sam Adolf Eichmann miał szansę wziąć udział w czymś, co nie każdy Żyd by mu zaproponował: sprawiedliwy proces. Reszta, jak to mówią, to historia.

Wszystkie wydarzenia same w sobie były zaskakujące i niemalże nierealne. Wielokrotnie podczas oglądania pauzowałem film, by odpowiedzieć sobie na pytanie: czy tak w ogóle było? Większość scen wprawiała mnie w osłupienie i niedowierzanie. Scena porwania Adolfa wywołała we mnie burzę i niezgodę. Twórca pomysłu zagłady milionów Żydów, prowokator mordu i wyrafinowanych planów likwidacji drugiego człowieka, podczas pojmania... krzyczał. Ta z jednej strony tchórzliwa, a z drugiej, najzwyczajniej ludzka reakcja zaburza system myślenia o takiej jednostce w kategoriach potwora. Film uwydatnia najlepsze cechy człowieczeństwa, o czym może świadczyć choćby 8-miesięczny proces sądowy. Przy tak poważnych zarzutach i wielu naocznych świadkach, nadal starano się dowieźć w sądzie, że oskarżony był odpowiedzialny za mord, a sam Eichmann wypierał się zza kuloodpornej szyby przy każdej możliwej okazji.


Film jest opowiedziany ciekawie, aktorzy grają swoje role dobrze. Pewne sceny są fabularyzowane, żeby film zachował swoją dynamikę. Natomiast historyczny aspekt zostawia widza z satysfakcją i smutkiem. Co prawda główny mózg był skazany, ale kto wie lepiej niż my, ile szkód zdążył wyrządzić.
[ms]