poniedziałek, 30 czerwca 2014

Koniec jest blisko. Kim Dzong Un obiecał podjąć działania „zdecydowane i bezlitosne”. Padły oskarżenia o bezmyślny terror i akt wojny ze strony USA. Nawet Obama „powinien obawiać się własnych służb, bo on też może zginąć”. Co jest powodem nadchodzącej zagłady? Seth Rogen i Evan Goldberg, panowie od komedii „Supersamiec”, „To już jest koniec” i „Sąsiedzi”, zrobili nowy film. Tak, to jest już ten powód. „The Interview” („Wywiad ze słońcem narodu”) będzie miał premierę dopiero w październiku, ale już został potępiony ze względu na fabułę: dwóch dziennikarzy przypadkowo dostaje misję zabicia przywódcy serc i umysłów Korei Północnej, Kim Dzong Una. W głównych rolach Rogen i James Franco. 
"Stworzenie filmu, który pokazuje atak na naszego najwyższego przywódcę jest aktem bezmyślnego terroru, aktem wojny i jest całkowicie nie do przyjęcia" – za Ministerstwem Spraw Zagranicznych Korei Północnej. Zażądano zakazu wyświetlania filmu w amerykańskich kinach pod groźbami różnorakimi. Następnie dodano, że dyktator zapewne film obejrzy.
Seth Rogen napisał w odpowiedzi na Tweeterze: „Zazwyczaj ludzie chcą mnie zabić dopiero po wydaniu 12 dolców na mój film.”
Mamy tylko nadzieję, że przez zdecydowaną i bezlitosną odpowiedź Korea nie ma na myśli własnej wersji filmu z Adamem Sandlerem w roli głównej. Nie odważyliby się…
[m]
Są trzy, w miarę znane, grupy, nazywające się Butterfingers. Albo były, zależy jak liczyć. Jedna z Kanady, jedna z Malezjii i jedna z Australii. Wszystkimi trzema, w swoim czasie, się zajmiemy, dziś wybieramy się do kraju kangurów. 

Początki grupy to totalna prowizorka, co akurat mi się podoba. Potem bywało różnie, chłopaki wydawali się sami, trochę grali, trochę ich puszczano w radiach. 

Wreszcie Eddie stwierdził, że to co robi z bandem, może też robić sam, albo z jakimiś pankersami, tyle że lepiej. No i gdzieś tak od 2008 roku nikt o nim nie słyszał, poza bywalcami bardzo małych barów w okolicach Brisbane.#smuteg
Ale, jak głoszą feministyczne dowcipy, najprostszy sposób dla faceta na popełnienie samobójstwa, to skok z EGO na IQ. Albo na faktyczne umiejętności. #ojej.

W ten poniedziałek TBK wspiera lud pracujący z Australii. Bo my też kochamy pracę i żadnej się nie boimy. [b]

piątek, 27 czerwca 2014

Którzy z Was należą do szczęśliwców, co to z dniem dzisiejszym zmartwienia odłożyli na 2 miesiące do szuflady? Ręka w górę. To właśnie za Was wznosimy dzisiaj shota. Nie będzie to jednak lekka mieszanka „ach, jakie piękne jest życie” i „no, to jedziemy na plażę”. Starczy już tej radości i ekscytacji, którą żyliście cały rok. Ten moment już przyszedł i może przynieść jedynie rozczarowanie. Dlatego my nie będziemy słodzić i mamy z tej okazji rzecz cięższego kalibru. To nie będzie przyjemne doświadczenie, a ludzie nie będą życzliwi i zrównoważeni psychicznie – zupełnie jak w szkole.

(Anty)Bohaterką tego krótkiego filmu jest wyalienowana nastolatka, której sny są mokre, tyle że od krwi. W snach tych czuje się aż za dobrze, w przeciwieństwie do rzeczywistości – tu czuje się tak, jak każdy, który ma młodsze, a w dodatku chore, rodzeństwo – zaniedbana i gorsza. Potęgują to niedopasowanie jej dziwaczne zainteresowania. Jej plan na zwrócenie uwagi zobojętniałych rodziców jest pokręcony i makabryczny. Jednak, na swój pokręcony i makabryczny sposób, ma on sens.

Richard Bates Jr., niczym potomek innego słynnego Bates’a, co mamę bardzo kochał, wykazuje się zmysłem do wszelkich okropności i zaskakującego powiązania ich z seksualnością. A wizje roztaczane na ekranie w ciągu tych 18 minut to jedynie przedsmak tego, co możemy doświadczyć w bardziej rozbudowanej i dogłębnej wersji pełnometrażowej z 2012 roku pod tym samym tytułem, z AnnaLynne McCord w roli głównej (np.https://www.youtube.com/watch?v=UwiwutjY42k ). 

Zatem Bates Jr. dziś stawia. Podwójnie. Tylko jak zacznie mówić o wypchanych zwierzętach, lepiej kończcie imprezę.
[m]

środa, 25 czerwca 2014

Rozrywka jest ważna, edukacja ważniejsza. W takim razie rozrywka, która jednocześnie edukuje, musi być przynajmniej prawie tak dobra, jak darmowy ketchup w stołówce albo klimatyzacja w transporcie publicznym. 

Dziś zatem pouczymy się języków obcych. Tak, języków obcych - liczba mnoga - bo jednocześnie będziemy uczyć się języka, którym posługują się Szkoci, Irlandczycy, Australijczycy, Walijczycy i jeszcze kilka innych nacji. A wszystko to w ramach jednej lekcji i zupełnie za darmo. Znajdźcie lepszą ofertę, a zwrócę Wam 0zł, które przed chwilą zapłaciliście. 

Słowo dnia - 'hump'. W cywilizowanej mowie - czyt. języku polskim - oznacza ono 'garb', w dosyć szerokim pojęciu, bo może się odnosić zarówno do wielbłądów, jak i ludzi, ale również do nierówności na drodze. 

Jednak dziś nie to nas interesuje. Dziś jest środa. W języku obcym, o którym dziś mówimy, jest takie pojęcie 'hump day' - a dotyczy ono właśnie środy. W skrócie: środa to taki garb, stojący pośrodku tygodnia, po którym jest już z górki do weekendu. No i pięknie.

'Hump', jako czasownik, może mieć nieco inne znaczenie. Powiedzmy, że chodzi o wskakiwanie na kogoś. Przypomnijmy sobie teraz jakąś sytuację, kiedy to, hmm, nasz ulubieniec, Rex, Fafik czy inny Alex(niekoniecznie komisarz), "wskakiwał" na czyjąś nogę, bo akurat miał ochotę na małe "conieco". Tak, o takie wskakiwanie chodzi. 

I wreszcie 'hump', a raczej 'humps', w liczbie mnogiej, rzeczownik. To właśnie o tym śpiewa Dani Filth. Krągłości. Zazwyczaj odnosi się to do kobiet, ale jak widać w teledysku, również i panów może to dotyczyć. 

Warto zauważyć, iż podmiot liryczny zaprezentowanej poniżej piosenki, używa słowa 'humps' zamiennie z 'junk'. Gdyby sięgnąć po słownik, okazuje się, że 'junk' to złom, szpargały albo śmieci. Jednakże, kiedy zagłębimy się nieco bardziej, okaże się, że 'junk' odnosi się również do fizycznych cech odróżniających panie od panów, zatem wszystko gra. 

Pora na wnioski. Jako iż TBK jest ostoją tradycji, zwłaszcza tradycji nowych, proponuję, aby, od dziś, środa stała się 'hump day'. A w tłumaczeniu na nasz język: Środa, czyli dzień, w którym, jeśli przyjdzie ochota, pies kota wyłomota. To tak w nawiązaniu do pewnego kabaretu. Czyli 'rób co zapragniesz, niech to będzie miarą', jak mawiał pan Crowley. A jeśli to komuś jest nie po drodze, to, cóż, może coś w stylu 'środa to wpół do weekendu'? Też brzmi ładnie. Ale bez rymu. Tak czy inaczej, happy hump day.  [b]

poniedziałek, 23 czerwca 2014

#złeFilmy gościnnie na Horror Online:

"'Super Hybrid' to taki film, w którym bohaterowie wiedzą dobrze, że zmiennokształtny samochód-potwór chce ich upolować i zjeść, a podczas ucieczki wsiadają do pierwszego lepszego zaparkowanego samochodu bez żadnych obaw. Natomiast wśród bohaterów mamy wszystkie horrorowe stereotypy, łącznie z irytującym macho, który chce zarobić na sprawie i przez jego chciwość zaczynają ginąć ludzie, a to co najczęściej słyszymy z jego ust to: 'A kto ciebie wyznaczył przywódcą?!'. Dosłownie słychać szelest przewracanych stron.
Zabawna jest scena, kiedy jeden z protagonistów, po pierwszym ataku potwora, niespodziewanie rzuca swoją wiedzą parkingowego i mówi podniośle o tym, jak uczył się na temat kalmara z gatunku Parateuthis Ennoculatas, który może zmienić się w co chce i pewnie z taką istotą mają do czynienia. A to jest taki film, w którym bohater podaje nagle z wielkim przekonaniem rozwiązanie, wydawałoby się niemożliwej do ogarnięcia, zagadki pochodzenia potwora, a pozostali stwierdzają bez mrugnięcia okiem, że to musi być to. Byle scenariusz ruszył do przodu..."
[m]

niedziela, 22 czerwca 2014

Diabeł tkwi w szczegółach. Chyba dlatego tak piekielnie trudno mi je sobie przypomnieć.

Parkiet pamiętam. Było ciemno, dużo dymu i tylko światła błyskały pośród kłębów, jakby robili nam zdjęcia. Niech robią, z przyzwyczajenia dobrze wyglądamy. Pamiętam, że trafiliśmy na totalną sausage zone. Pamiętam, że powiedziałem ‘pas’, kiedy [b] zaczął tańczyć z pewnym długowłosym blond lalusiem, a później przystawił się do jego rudej partnerki, która zaśmiała mu się w twarz. Blond laluś nie był na tyle łaskawy, a ja nie byłem na tyle trzeźwy, żeby trzymać się z daleka. Flesze nadal cykały, ale my już nie wyglądaliśmy tak dobrze. Z reszty nocy pamiętam już tylko granatowo-czerwoną twarz [b] bełkocącą do lustra w łazience: ‘zaanczyy’.

Ale gdyby [b] pytał, I remember nothing.
[m]


Bo to długa noc była... W kwestii szczegółów mam wątpliwości, chociaż ogólnie, tak jak Lemmy Kilmister o lecie roku '71, powiedzieć mogę, że będę zawsze mieć te wydarzenia w pamięci, choć nie pamiętam ich.

Parkiet pamiętam, pamiętam, że one były dwie, i że [m] stwierdził, że chwilowo mówi 'pas'. Blondyna mnie po kilku minutach tańca spławiła, bo byłem równie beznadziejny jak George Clooney w roli Batmana. Ruda koleżanka blondyny zaśmiała mi się w twarz, kiedy ją również zaprosiłem do tańca. Lekcja na przyszłość. A [m] tylko rechotał, złośliwie pewnie, kiedy jeszcze kilku pannom składałem niemoralną propozycję: 'zatańczmy'.

Ciekaw jestem jak On to pamięta. [b]


sobota, 21 czerwca 2014

"Raz w północnej, głuchej dobie, gdym znużony siedział sobie
Nad księgami dawnej wiedzy, którą wieków pokrył kurz –
Gdym się drzemiąc chylił na nie, usłyszałem niespodzianie
Lekkie, ciche kołatanie, jakby u drzwi moich tuż.
To gość jakiś – wyszeptałem. – Puka snadź przy drzwiach mych tuż.

Nic innego chyba już."*

Tak się zaczyna historia, a gdzie się skończy, nie wie tego nikt. Poza QT i RR. W rzeczywistości nie było jeszcze północy i nikt do drzwi nie pukał. I nie czytaliśmy, tylko siedzieliśmy na fejsie, a poza tym zupełnie prozaiczne esemesowanie miało miejsce. I szybka, po męsku podjęta decyzja - idziemy? No raczej.

Choć, w przeciwieństwie do braci Gecko, mostów wszystkich za sobą nie spaliliśmy i ucieczka nie była konieczna, w rewiry nam wcześniej nieznane zbyt dobrze zapuściliśmy się, bo przecież żadna ciekawa przygoda nie zaczyna się od "chodźmy do tej kawiarni, gdzie zazwyczaj chodzimy".

I tak oto jesteśmy tu, z braku lepszej nazwy nazwijmy to barem, tu jesteśmy i co prawda półnagich kelnerek ani żadnych postaci o wampirycznych cechach nie widać, ale też jest zajebiście.
Wkurwione karaluchy palą trawę, szukając dobrej imprezy i kilograma koki, o której my nic a nic nie wiemy. Co z tego wyniknie? To może wiedzieć tylko Sanepid. A my zmyjemy się stąd pewnie z pół godziny przed świtem - chyba że zamiast tequili zaczną lać wodę święconą - wtedy tylko RR i QT mogą przewidzieć zakończenie.

Wasze zdrowie, nam pewnie przyjdzie jutro to odchorować, ale skoro w naszej świecko-laickiej krainie każda kolejka jest na wagę modlitwy, to kimże my jesteśmy, by za Was jednej zdrowaśki nie obalić?

Z dżentelmeńskimi pozdrowieniami,
[m] & [b], [b] & [m]
* "Kruk" E.A. Poe w przekładzie Z. Przesmyckiego



piątek, 20 czerwca 2014

Shot

Shota na dzisiejszy późny wieczór stawia Christopher Nolan. Ten gość potrafi opowiedzieć historię na dziesiątki sposobów, a każdy z nich jest intrygujący i nowatorski. Przed "Memento", "Mrocznym Rycerzem" i "Incepcją" stawiał już pewne kroki wśród niezależnych filmowców. Wykształcały się jego ulubione motywy, w tym kwestia podświadomości, snów, szaleństwa i samych historii, które sobie tworzymy. Już wtedy ulepił bohatera desperacko walczącego ze sobą, swoimi słabościami i swoim zawodnym umysłem. Jak Leonard Shelby, jak Will Dormer, jak Bruce Wayne, jak Angier i Borden. I tak jak bezimienny bohater "Doodlebug".
Na zdrowie!
[m]


"Niezniszczalni 3" buzują gwiazdami, plakatami i zwiastunami. Wszystkiego WIĘCEJ. Czy znaczy to, że następną rewolucją w mainstreamie będzie minimalizm? Wtedy chętnie zobaczyłbym kolejnego Stallone'a reklamowanego jedynie takim oto plakatem. Bo męskość nie zna koloru.
[m]

Niby rok szkolny się kończy, a o maturach wszyscy już zapomnieli, ale nigdy nie jest za późno na naukę. Za wcześnie zresztą też nigdy nie jest. 
Dziś 2 za cenę 1, lekcja chemii i biologii jednocześnie, a wszystko to w konwencji westernu. 

Czy zdarza ci się, po nocy spędzonej w saloonie, że głowa boli, a palce nie chcą pociągać za spust tak sprawnie, jak robiły to dotychczas? - Na to nic nie poradzimy, chyba.

Czy zdarza ci się, że, podczas siedzenia w saloonie, ktoś nagle łapie twoją Mary i chcesz gnojowi obić pysk, może posłać mu kilka gram ołowiu w prezencie, ale wstajesz i widzisz, że ten gnój ma do pomocy kilku braci bliźniaków? Zresztą, 'wstajesz' to jednak określenie na wyrost. Próbujesz wstać. - Tu akurat możemy pomóc. 

Jest taka substancja - Ro15-4513 - zażywasz, i nagle niepożądane działania alkoholu są blokowane. Nie sądzę, żeby to działało na kaca dzień po, ale wow wow, uszanowanko - nudy w pracy, więc walimy wódę, kiedy nagle "le wild madafakin' ważny klient appears". Szybka aplikacja produktu i... "Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Jest pani/pan najważniejszą/najważniejszym klientką/klientem naszej firmy" zamiast "aaaleee o so chooosiii?". 

I czemu nie można tego jeszcze kupić w każdej aptece, czy też sklepie spożywczym? Bo ma liczne skutki uboczne, nie wiem jakie, ale pewnie naprawdę straszne - niewykluczone, że pod wpływem tej substancji ludzie nagle zaczynają lubić Marylę Rodowicz i Ryszarda Rynkowskiego. 

Pewnie znaleźliby się desperaci, którzy gotowi byliby zaryzykować. Jednakże, tym razem, dziękuję koncernom farmaceutycznym za odpowiedzialność i wysoce moralne zachowanie, jednocześnie mając nadzieję, że badania nie zostaną zakończone. Na wszelki wypadek zgłaszam się na ochotnika, zresztą, takich ochotników pewnie byłoby więcej. Na przykład oni. Ron i Peter. Z bardzo mocno niedocenionego kanadyjskiego serialu Testees. Trailer jest do dupy, zatem od razu przejdźmy do pierwszego odcinka(-->
http://vimeo.com/26916013 ). Smacznego! [b] 

PS odcinek zawiera liczne wskazówki dla przyszłych matek - nie ma za co, mamuśki :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Dawno mnie nie było, ale cóż, mam niezłą wymówkę - opierdalałem się. 
Wolny dzień, a przy okazji bardzo ważne święto - kolejny #tłustyCzwartek.

Na miły początek dnia. 
Albo niemiły.
Albo nie na początek. 
Albo na początek nocy/wieczoru czy innej, bliżej nieokreślonej części doby.
Albo... zresztą, kogo to, kurna, obchodzi? Z pewnością nie MC Ride'a.
Bo nie.
Bo miłość, to nie pluszowy miś.
Bo pluszowy miś istnieje, a miłość nie.

Tak pięknie zniszczonego potencjalnego przeboju dawno nie słyszałem. Jest brutalnie. [b]


środa, 18 czerwca 2014

Środa, a smakuje jak piątek. Może ten tydzień do długich nie należy, ale po każdym tygodniu należy się relaks. A kiedy człowiek był najbardziej wypoczęty? Jasne, 20 lat temu. A czemu człowiek był bardziej wypoczęty? 
1) Jedzenie było zdrowsze.
2) Powietrze było czystsze.
3) Żeby pograć, trzeba było się najpierw przespacerować do najbliższych automatów, wymiętosić i wygrzać w palcach żetony w oczekiwaniu na swoją kolej oraz pokornie odejść, kiedy żetony się skończyły.
Tak, to na pewno przez to ostatnie. Nie wiem jak Wy, ale ja mam ochotę pobić masę złych ludzi i wszamać kilka kurczaków kryjących się w beczkach. Capcom style. #oldschool

Klik:

[m]

wtorek, 17 czerwca 2014

#DobreBoPolskie

Mundial wszędzie, a nasi nigdzie. Nie dziwimy się specjalnie, bo w końcu „od cudów to był taki facet, co chodził boso po jeziorze”. Sędzia Jan Laguna tak gładko to podsumował już w 1989 roku. A kto jego pamięta? Jeden z trzech przyjaciół z boiska o zapijaczonej aparycji Janusza Gajosa. Dwaj pozostali, Bolo Łącznik i Grom, też kopali i się nie łamali, tak jak kiedyś poprzeczka po strzale Laguny. A poprzeczkę złamał nie byle komu, bo potędze ZSRR. Jako sędzia w łapę nie brał, tylko za żonę miał Łapówkę i wystarczyło za przestrogę, bo suka z niej była zimna jak lód (choć gorąca z Pieczyńskiej suka była).

Powiśle Warszawa, Czarni Zabrze, Poligon Wrocław, Kokon Łódź – nazwy łatwo powiązać z prawdziwymi. Co tam, że na koszulkach piłkarzy Powiśla czasem widać herb Legii, a z trybun słychać „RTS!” – nikt się nie czepiał i płacić nie musieli. Ważniejsze, że na ekranie można było zobaczyć Górskiego, Dziekanowskiego, Wandzika czy Szpakowskiego. A z ekranu sypały się takie perełki zza kulis: „Ja jestem uczciwy – zapłacili za 3:0, będzie 3:0.”.

Mnie utkwiła przede wszystkim ta scena z nieodłączną muzyką, która powinna zawsze zagrzewać naszych do boju. Albo niech ktoś im po prostu zapłaci za 3:0.
[m]

#DobreBoPolskie i #OldSchool w jednym


poniedziałek, 16 czerwca 2014

To była długa noc, noc wypełniona walką z bezsennością, która w końcu dała się pokonać butelką nie-aż-tak-tragicznego wina. A kiedy przyszedł sen, o dziwo, był dobry. Śniło mi się, że ktoś mnie kocha. 
I że świat był dobry, ludzie mniej zezwierzęceni, a życie miało sens. Może to wszystko mi się tylko wydawało, bo wyglądałem na świat przez niewielkie okienko, ale iluzja była na tyle silna, że uwierzyłem.

Ale, na szczęście, był to tylko fałszywy alarm. [b]

PS Film w teledysku to "1900: Człowiek legenda".


niedziela, 15 czerwca 2014

Z dedykacją dla bardzo wielu osób, po wczorajszych dyskotekach. Niestety nie mamy wersji dla pań. 

I jeszcze małe info - to wcale nie Kury są autorami tego pastiszu - Tymon zdementował, a inni 'podejrzani' również nie kwapią się do przyjęcia odpowiedzialności za to arcydzieło. Aha, wspomniałem, że to pastisz. No właśnie - wersja (chyba) oryginalna tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=53LNbeODtEQ

Podobno, uśredniając, do każdego można dotrzeć w siedmiu krokach. Gdyby dziś każdy, kto widzi ten post, udostępnił apel, że TBK poszukuje autora/autorów nagrania, a także poprosił o udostępnienie tej informacji przez znajomych, pewnie w końcu udałoby nam się dowiedzieć, kto, ku*wa, to napisał. Damy radę? [b]


piątek, 13 czerwca 2014

Shot na wieczór

Kolega [b] wspomniał parę dni temu z zazdrością o moim wyjeździe. Nie była to może Hiszpania, ale też było zajefajnie. Choć słońce grzało jak w kraju flamenco, klimat był swojski, a w kawiarenkach królowało polo disco. Nie dziwcie mi się więc, że na dzisiejszego shota wybrałem tytuł, który przez te kilka dni uderzał mi do głowy, niczym sztacheta na potańcówce.
Polański zorganizował tę imprezę w 1957 roku tylko po to, żeby ją rozbić – uczestnicy nie wiedzieli o bandzie chuliganów czekającej na swoje wejście na scenę. Rozróba była mocna, a kamera wszystko rejestrowała. Dziś, 50 lat później, w piątek 13-ego, imprezom bardziej kropionym towarzyszy bit bardzo łupany, a wszystko rejestruje telefon, z którego rozbita zabawa ląduje na YouTube. Swojsko. [m]


"Oddani przyjaciele to najlepsza rodzina." Na ile to ogarniam, to niejaki pan Budda to powiedział. Albo napisał. A że wolę źródła nieco bardziej współczesne i wiarygodne, pozwolę sobie oprzeć się na Kłinach. Na dobry początek dnia. W ramach ustawiania nastroju na weekend.

Gdyby to była jakaś wiejska potańcówka w Teksasie, dorzuciłbym coś w stylu: a teraz, jeśli masz jakiegoś frienda, z którym/którą dawno nie gadałeś, wyślij mu/jej smsa, przypomnij, że mimo iż ostatnio lecieli sobie w kulki, nadal ich lubisz.

Ale to jest Polska, i tu się pije, więc wypijmy za tych wszystkich wkurwiających friendów, którzy ostatnio słabo się starali, aby na liście friendów pozostać. [b]


czwartek, 12 czerwca 2014

W związku z tym, że dzisiaj w Brazylii zaczyna się spora impreza związana z piłką kopaną, a my też chcielibyśmy jakoś włączyć się do dyskusji na ten szalenie istotny temat, poniżej zamieszczamy listę wyrażeń, które pewnie padłyby z naszych ust, gdyby nas to obchodziło. Prosimy o dopasowywanie sobie poszczególnych fragmentów do odpowiednich sytuacji.

"Noooo..."
"O kuźwa, ale zajedwabisty mecz"
"Dymać sędziego!"
"Karny powinien być!"
"Podaj następny browar"
"Gdybym ja był trenerem..."
"Co oni w ogóle robią, przecież mówiłem, że muszą zmienić ustawienie"
"Weź zrób głośniej"
"A pamiętasz, jak na Wembley...?"
"Kto wyżarł wszystkie chipsy?"
"Wiedziałem, że taki będzie wynik"

To mówiliśmy my, TBK.
OSTRZEŻENIE: tekst zawiera znaczące ilości 'sucharów'.

Postanowiłem dziś zająć się tematyką sawułarwiwru. 
Brak kultury brakiem kultury, ale są sytuacje, kiedy warto wiedzieć, jak się zachować. Dziś porada skierowana do panów.

Jedzenie bananów - czynność, z pozoru, prozaiczna i łatwa do wykonania. Nic bardziej mylnego!

Pierwsza zasada jedzenia bananów: Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z innymi przedstawicielami twojej płci.
Druga zasada jedzenia bananów: NIGDY nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z wyżej wymienionymi osobnikami.

Skoro już wiecie jak się zachować, to chyba najwyższy czas na drobną nagrodę za wzorcową postawę na dzisiejszych zajęciach. 

Princess Chelsea obserwuję od jakiegoś już czasu i chyba stałem się wobec niej bezkrytyczny, bo trudno powiedzieć mi o niej coś złego. Podoba mi się właściwie wszystko co robi. Nawet cover 'Come as you are'. A 'Monkey Eats Bananas' rozbraja mnie i nastraja pozytywnie. Zawsze. Ten BardzoNiskoBudżetowyTeledysk powinno się pokazywać na jakichś zajęciach w szkołach filmowych. Słuchajcie, oglądajcie, pozytywnie się nastrajajcie. [b]

środa, 11 czerwca 2014

#oldschool 
Dzieciństwo. Kiedy wypowie się to słowo kilka razy, najlepiej na głos, zaczyna brzmieć dziwnie. Być może tylko dla mnie, ale sami spróbujcie.
Z dzieciństwa pamiętam taką jedną bajkę - Yattaman się to nazywało. Do Polski bajka owa zawitała dzięki kanałowi Polonia 1, który to kanał ma powiązania z dosyć ciężkostrawnym włoskim politykiem Berlusconim, ale dość już o polityce. 

Serial był tworzony w latach '77-'79, do Polski zaś dotarł na początku lat 90-tych. Bardzo okrężną drogą zresztą, bo przez Italię, gdzie zrobiony został dubbing, po czym dodano polskiego lektora. 

Cała historia jest mocno dla dzieci, ale przecież tu o wspomnienia chodzi. I tu jest (yatta?)-pies pogrzebany - intro budzi miłe skojarzenia, ale oglądanie jakichś odcinków może prowadzić do gorzkiego rozczarowania. Sprawdziłem na własnej skórze - czy też raczej psychice. Polecam i odradzam jednocześnie. A wybór należy do Was. [b]

wtorek, 10 czerwca 2014

Kolega [m] wyjechał gdzieś, aby się nieco zregenerować. Albo służbowo. Nie ma to znaczenia. Nie jest również ważne gdzie (chociaż na potrzeby tego posta przyjmijmy, że do Hiszpanii), ważne, że nie ma dostępu do internetu i mogę robić, i pisać, na co tylko mam ochotę. A teraz wyobraźmy sobie jak mogły wyglądać początki takiego wyjazdu...

"Drogi Pamiętniczku!
Jestem w Hiszpanii już dwie godziny i wcale mi się tu nie podoba. Gdzie się nie ruszę, ludzie od razu wiedzą, że jestem z Polski. Nie mam pojęcia dlaczego. W dodatku jeszcze, nie wiem czy to przez skojarzenia z Conchitą Wurst i fakt, że ja również posiadam brodę, wszyscy myślą, że jestem kobietą. Kochany Pamiętniczku, Ty wiesz, że ja nie jestem agresywny - agresywność zero - ale jeszcze raz ktoś powie do mnie Ola, to przyp***dolę!"

No i właśnie 'taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę'. A [m] po powrocie pewnie zapyta: "What the...?". [b]

niedziela, 8 czerwca 2014

"Woke up, fell out of bed,
Dragged a comb across my head"
Tak dziś zaczął mi się dzień. No może z wyjątkiem czesania się. 

Kiedyś, pewnie bardzo dawno temu, w moje ręce wpadło takie koszmarne wydanie-kompilacja wszystkich nagrań The Beatles. Chociaż natrafiłem na to 'cudo' w kiosku, śmiem wątpić w legalność całej akcji, ale cóż, czasy to były nieco inne. 

W każdym razie, wszystkie płyty studyjne, ba, nawet single się tam znalazły, dodatkowo jeszcze skrócona biografia zespołu, a wszystko to, jeśli mnie pamięć nie myli, za jedyne 20 złotych polskich. 

Wtedy to właśnie moja miłość do "Fab Four" zapuściła korzenie i po dziś dzień kwitnie, niezależnie od dnia, pory roku czy nastroju.

I nie ma tu żadnego morału, czasami opowieść jest tylko opowieścią. [b]

sobota, 7 czerwca 2014

7 czerwca to wyjątkowy dzień. Dnia tego urodzili się między innymi Dean Martin, Dave Navarro i Damien Hirst(ale również i niejaki Alois Hitler - ojciec Adolfa). I jeszcze Tom Jones, Liam Neeson, Jaromir Nohavica, Prince, Robert Janson i Bear Grylls. Tego samego dnia zmarł również Henry Miller.

To mogłoby wystarczyć, aby dzień ten uznać za wyjątkowy, ale nie zawracałbym nikomu głowy, gdyby tylko o tych ludzi, jakkolwiek istotnych, chodziło. 

Tarnowskie Góry, rok 1946, na świat przychodzi prawdziwy gigant - człowiek, który z totalnej nudy, bo przecież tym właśnie jest językoznawstwo, uczynił niemal rockowe szaleństwo. Pasjonujące wywody, głoszone ze swadą charakterystyczną dla komentatorów sportowych, zamieniały wykłady na tematy pozornie usypiające w wielką przygodę. 

Charakterystyczna gestykulacja('wkręcanie żarówek') to dla mnie znak rozpoznawczy tego profesora, profesora Jana Miodka, bo o nim oczywiście mowa. 

Człowiek posiadający ogromne zasoby wiedzy, który, mimo powagi związanej z piastowanymi stanowiskami, nie obawiał się dyskutować na tematy błahe, przynajmniej z pozoru(dowód poniżej). 

Czapki z głów, szanowni państwo. [b]

piątek, 6 czerwca 2014

To nie dzieje się często. Jest to wręcz przypadek odosobniony. Nie znoszę wszelkiego rodzaju parodii - zazwyczaj żenują mnie, bo, nie oszukujmy się, przeważnie ograniczają się do zmiany tematu na 'dupa, cycki, puszczanie bąków'. Ha ha. Ubaw po same piersi. W dodatku wszystko nagrane za pomocą sokowirówki, także połowy tekstu nie słychać, co w sumie może być liczone na plus, biorąc pod uwagę niskie loty warstwy słownej. 
Ale nie tym razem. To NAPRAWDĘ mnie rozbawiło. Pełna profeska. I zrobione w imię zasady 'less is more' czyli nie rozwlekamy dobrego pomysłu do granic wytrzymałości. Bomba, pomysłowość 11/10, dobry humor na piątek zapewniony. [b]

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Złe Filmy: "Sadysta"

"Captivity", 2007, reż. Roland Joffé
Kiedy dobry reżyser schodzi na złą drogę i zabiera się za złe filmy, możemy się smucić i twierdzić, że to przykre. Możemy też zatrzymać się na chwilę i celebrować tę ciekawostkę. W przypadku „Sadysty” Rolanda Joffé wypadałoby przejść przez film scena po scenie i dojść do sedna jego zła.


Kontrowersyjny i ostatecznie zdjęty plakat "Sadysty"

Joffe, dwukrotnie nominowany do Oscara, zrobił przecież „Pola śmierci”, „Misję” z DeNiro, „Szkarłatną literę” i „Vatel”. Może zapragnął, niczym Kubrick, wypróbować każdego filmowego gatunku i zabrał się za thriller z serii torture porn. Może chciał odcisnąć własne piętno, bo ambicja tęga, a on przecież w sędziwym jest wieku. Może chciał iść na łatwiznę, bo portfel pusty, a on przecież w sędziwym jest wieku. W każdym razie, do kin trafił produkt nastawiony na pustkę – fabularną, intelektualną, emocjonalną, a przede wszystkim pustkę na sali kinowej. Niby w głównej roli jest śliczna Elisha Cuthbert świeżo po serialu „24”, więc seksowna ofiara - odhaczona. Niby jest bezlitosny i tajemniczy oprawca. Nawet niby twist jest odhaczony, ale taki typu wilk za babcię przebrany. Gdzie zatem „Sadysta” przekracza linię? W scenariuszu i pośpiesznej realizacji. Rozwiązania fabularne były chyba pisane na planie i dopasowywane do miejsca kręcenia. Mnóstwo jest tu scen, które w filmie amatorskim może przy montażu przeszłyby z komentarzem: „trudno, niech tak będzie”. Przykładowo, scena, gdzie nasza niewiasta ucieka korytarzami domu przed zbirem, wpada do pokoju, zastawia drzwi czym się da, tamten dopada klamki, szarpie, uderza, pcha, ona ucieka, a po chwili on otwiera drzwi pociągając je do siebie, jakby nigdy nic. Zaiste, pocieszne.
Scenariusz przewiduje dla widza: porwanie pięknej niewiasty zamknięcie jej w lochu sąsiadującym z lochem przystojniaka – najwyraźniej mamy do czynienia z porywaczem fotomodelek/li; torturowanie wypełniające większą część filmu, ujawnienie tożsamości oprawców („Krzyk” o sobie przypomina) i mało prawdopodobną ucieczkę. Trzeci akt w ogóle wygląda na dokrętkę: pojawiają się – ni stąd, ni zowąd – dwaj detektywi, którzy wręcz szeleszczą papierem dopisanych bez pomysłu stron; ucieczka i walka z papierowymi porywaczami zmierzająca w oczywistym kierunku katharsis i niedająca widzowi szansy pomyślenia o innym, oryginalnym zakończeniu. A ostatnie ujęcie? Jakże inaczej – obolała i zakrwawiona niewiasta zmierza powoli w kierunku szeleszczącego papierem słońca.
[m]

#złeFilmy


W poniedziałek proponuję popaść w depresję. Po prostu się poddać, dać się ponieść nastrojowi. Bo przecież nie mamy nic do stracenia, oprócz tej wojny, która się życiem nazywa. 

Zadymione pomieszczenie, podła wódka. Czas już iść, bo przecież za kilka chwil trzeba będzie wrócić do rzeczywistości. A jednak coś trzyma nas na tym brudnym stołku, w barze, gdzie za kontuarem nikogo nie ma, gdzie karaluchy swobodnie spacerują po podłodze, bo trwamy w bezruchu, a światła pogasły i raczej już nie wrócą. I tylko jakiś band z Norwegii ciągle gra, chociaż publika posnęła lub nie żyje. A może to właśnie dlatego grają.

To będzie interesujący tydzień. [b]


niedziela, 1 czerwca 2014

Na dzisiejszą okazję też mamy dla Was cycata. Ze specjalnymi pozdrowieniami dla spostrzegawczych dorosłych dzieci.

#DzieńDziecka #cycaty #quotes