piątek, 21 marca 2014

W KINACH
Wiosna punktualnie do nas zawitała, radość w sercu nastała, ale ja polecam na weekendowy seans coś pozornie niepasującego do uśmiechniętych buź pań od pogody. „Witaj w klubie" to prawdziwa historia tego, co lubimy zawsze oglądać – nawrócenia łajdaka. Nie mam tu na myśli kwestii wiary, ale coś ważniejszego: bycie porządnym człowiekiem.
Ron Woodroof, czyli typowy redneck, narkoman, alkoholik, homofob, itp. dowiaduje się, że choruje na AIDS i zostało mu około 30 dni. Jego środowisko rednecków, narkomanów, itd. oczywiście reaguje homofobicznie, bo to przecież AIDS… A Ron buntuje się i swoją walkę o życie toczy mimo wszystko, przy czym posuwa się do zaskakujących środków. Film pokazuje tę niesamowitą historię w inspirujący sposób – z ironicznym poczuciem humoru oraz podejściem buntu wobec Systemu, w tym wypadku Systemem są firmy farmaceutyczne. Wiemy, że kasa rządzi, a biznes to biznes, ale warto czasem przypomnieć sobie, że nie trzeba się podporządkować, można, ba!, trzeba walczyć.
Reżyser podsuwa nam film oscarowy, ale w dobrym tego słowa znaczeniu – ważny, wciągający, świetnie zrobiony i niepozostawiający widza obojętnym. Jest to również kamień milowy w karierze Matthew McConaughey, zmęczonego rolami ograniczającymi się do epitetów „ładny, smukły, opalony”. Sam nie spodziewałem się, że ten pan ma w sobie coś więcej, a teraz kolejna rola – w serialu „Detektyw” – utwierdza mnie w tym jak się myliłem, a jak ten pan marnował swój talent. Nie mogę nie wspomnieć też o Jaredzie Leto w roli transwestyty – jest kobiecy, kruchy i przejmujący, a z McConaughey stworzyli zespół przywodzący na myśl inny pozornie niedobrany duet: Walter White & Jesse Pinkman.
Wiosennie w sercu się zrobiło, pora to na zmiany, dlatego polecam zrobić, co następuje: obejrzeć „Witaj w klubie”, pośmiać się, wzruszyć, dostać kopa i złapać inspirację.

[m]

czwartek, 20 marca 2014

Wiele osób czepiało się tego kawałka, bo niby hipsterski i taki banalny. Jako iż z dumą i publicznie przyznaję się do bycia hipsterem, grubym hipsterem zresztą, hołubię ten utwór, zwłaszcza, że o paleniu papierosów jest, a właściwie, dosyćpowierzchownie mówi o problemach z owym paleniem. Trochę szkoda, że nie zaśpiewali o dwóch największych bolączkach palaczy - o odbieraniu nam terenów, gdzie bezkarnie możemy się naszej pasji oddawać, a także o tym straszliwym momencie, kiedy to odkrywamy, że paczka jest nie tyle w połowie pusta, co wręcz w 19/20 opróżniona jest, a wszystkie sklepy nocne oddalone są o całe lata świetlne, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. 
Z nieco innej beczki, skoro bycie hipsterem nie jest już kool, bo zaczęło być zbyt mejnstrimowe, to jako że my, hipsterzy, lubimy wszystko, co nie jest kool, to znaczy, że bycie hipsterem jest znowu kool? A jeśli tak, to czy będziemy musieli znowu przestać to lubić? A kiedy przestaniemy, to czy...? [b]

wtorek, 18 marca 2014

Rewelacji głoszonych wczoraj przez [m] totalnie nie potwierdzam, żadnych dyskusji prowadzić nie mogliśmy, gdyż ja jestem dinozaurem. Jestem kupą kości, która niezwykle rajcuje wszystkich tych uczonych wariatów, którzy z łopatami biegają pocałym świecie i dziury kopią. I wnerwia mnie to, bo nie dość, że całkiem niedawno ten cholerny meteoryt rozpieprzył mi wypasioną chatę, którą to zbudowałem sobie na zboczu wulkanu, to jeszcze teraz co rusz to jeden, to drugi łup, łup, łupie mnie szpadlem po czaszce, by zaraz łaskotać mnie jakąś śmieszną szczoteczką. Jak nie żyć, panie archeologu? [b]

poniedziałek, 17 marca 2014

Niżej podpisani przeprowadzili dzisiaj totalnie niekulturalną dyskusję na temat St. Patrick's Day, w której to szanowny [b] stwierdził buntowniczo, że nie ma co pisać o tym, skoro wszyscy piszą. Jednak ja, szanowny [m], myślę sobie: o St. Patrick's Day nie napiszesz? To tak jakby w mych uszach rozbrzmiał klasyk: to ze mną się nie napijesz?
Pewnie, że napiję... to znaczy - napiszę... znaczy się - napiję...
[m]

A tutaj znajdziecie kilka sposobów na udane świętowanie:

http://teamcoco.com/video/bill-tulls-budget-st-paddys-day-tips

piątek, 14 marca 2014

Takiego weekendu!
To życzymy my,
TBK



Dotarła do mnie dzisiaj nowa płyta Komet - Paso Fino. Po 12 godzinach w pracy, gdzieś na granicy halucynacji ze zmęczenia, leżę w fotelu ze słuchawkami na uszach i mam wielokrotny orgazm. Warto było czekać, bo Komety jak zawsze w wyśmienitej formie. [b]

sobota, 8 marca 2014

W KINACH
Kiedyś robiło się więcej filmów na pokładzie samolotu. Dobra to była tradycja, jest to przecież lokacja dająca od razu jest +2 dla akcji/thrillera/horroru – „Air Force One”, „Krytyczna decyzja”, „Con Air – Lot skazańców”, „Red Eye”. Ciekawe, że nie przychodzi mi na myśl komedia romantyczna ani melodramat w samolocie…
Dramatem na pewno nie jest „Non-stop”, mimo że Liam Neeson na pewno aktorem dramatycznym jest. A może lepsze słowo to „był”, gdyż w ciągu ostatnich kilku lat Neeson stał się nowym Seagalem. Zmiana to wcale nie na gorsze, bo kawał z niego skurwiela o gołębim sercu i zachrypłym głosie, a do tego dobrze gra. „Uprowadzona”, „Tożsamość”, a teraz „Non-stop”, gdzie Neeson ma odznakę, broń i problem z alkoholem, jak każdy szanowany twardziel. W lecącym samolocie musi znaleźć tego Złego, który przez smsy grozi zabiciem pasażerów, jeśli nie dostanie 150 milionów. Tylko dlaczego Neeson tak późno wpada na pomysł, żeby zadzwonić pod numer złoczyńcy? Nic to. Film ogląda się całkiem dobrze, a to dzięki: 1) znanemu i lubianemu pomysłowi Agathy Christie opakowanemu w metalowe pudło wysoko nad ziemią; 2) zadręczonemu twardzielowi Neesonowi; 3) pomysłowym zdjęciom. Logika czasami odmawia posłuszeństwa, ale zabawa w typowanie Złoczyńcy jest na poziomie. Tym fajniejsze jest to, że twórcom udaje się postawić widza w perspektywie zdezorientowanego pasażera – z czasem zaczynamy wątpić w stan psychiczny głównego bohatera i w jego dobre chęci. Idąc dalej tą ścieżką, twórcy starają się za bardzo skomplikować oldschoolowe kino akcji, ale kończą gatunkowo. Jeśli to coś złego, to polecam przycisk „Stop”. Jeśli to nie problem, wtedy „Non-stop” spisze się przyzwoicie podczas maratonu kina jednorazowej akcji z Liamem Neesonem.
[m]

DZIEŃ KOBIET

Jako osoba niezwykle religijna, chcę tylko przypomnieć, że obecnie trwa Wielki Post, zatem wszelkie imprezy masowe muszą zostać odwołane. I nie ma, że dzień kobiet - oczywiście wszystkim paniom życzę wszystkiego najlepszego, ale to nie znaczy, że zasady moralne/religijne można naruszać. Zatem żadnego balowania, żadnych wyskoków, umartwianie się i post zdecydowanie na propsie. A jeśli ktoś zobaczy takie skandaliczne teledyski (przykład poniżej), wrzucone niby dla zabawy, niby z okazji dnia kobiet, niby z życzeniami satysfakcji z życia, proszę od razu zgłaszać do Marka Cukierberka, bo to nie godzi się!
[b]
PS w okolicach pierwszej minuty widać tego zatwardziałego grzesznika, [m] - jego też trzeba bojkotować!







Drogie Panie, religia czy zdrowy rozsądek, post czy rzeczywistość, [b] czy [m] - Dzień Kobiet trzeba uczcić kwiatami i muzyką. Dlatego też dla Was właśnie te kwiaty i ta muzyka. Wszystkiego najlepszego.

TBK


 
Tytułowa damulka warta grzechu na nowym zdjęciu z "Sin City 2: A Dame To Die For" oraz w trailerze! 22 sierpnia Alba zatańczy na naszych ekranach. Can't wait!




Zwycięzcy tegorocznych Oscarów:





NAJLEPSZY FILM
"12 Years a Slave" (Zniewolony. 12 Years a Slave)
Brad Pitt, Dede Gardner, Jeremy Kleiner, Steve McQueen, Anthony Katagas
 


NAJLEPSZY REŻYSER
Alfonso Cuaron - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZY AKTOR
Matthew McConaughey - "Witaj w klubie"
 
NAJLEPSZA AKTORKA
Cate Blanchett, "Blue Jasmine"
 
NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA
Lupita Nyong'o za "Zniewolony. 12 Years a Slave"
 
NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY
Jared Leto za "Witaj w klubie"
 
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ORYGINALNY
Spike Jonze - "Ona
 
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ADAPTOWANY
John Ridley - "Zniewolony. 12 Years a Slave"
 
NAJLEPSZY FILM ANIMOWANY
"Kraina lodu" - Chris Buck, Jennifer Lee, Peter Del Vecho
 
NAJLEPSZY PEŁNOMETRAŻOWY FILM DOKUMENTALNY
"20 Feet from Stardom" - Morgan Neville, Gil Friesen i Caitrin Rogers
 
NAJLEPSZY FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
"Wielkie piękno" reż. Paolo Sorentino (Włochy)
 
NAJLEPSZE ZDJĘCIA
Emmanuel Lubezki  - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZE KOSTIUMY
Catherine Martin - "Wielki Gatsby"
 
NAJLEPSZY MONTAŻ
Alfonso Cuarón i Mark Sanger - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZA CHARAKTERYZACJA I FRYZURY
Adruitha Lee i Robin Mathews - "Witaj w klubie"
 
NAJLEPSZA ORYGINALNA MUZYKA
Steven Price - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZA ORYGINALNA PIOSENKA
"Let It Go" z filmu "Kraina lodu"
Muzyka i słowa Kristen Anderson-Lopez i Robert Lopez
 
NAJLEPSZA SCENOGRAFIA
Catherine Martin i Beverley Dunn - "Wielki Gatsby"
 
NAJLEPSZY MONTAŻ DŹWIĘKU
Glenn Freemantle - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZY DŹWIĘK
Skip Lievsay, Niv Adiri, Christopher Benstead i Chris Munro - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZE EFEKTY WIZUALNE
Tim Webber, Chris Lawrence, Dave Shirk i Neil Corbould - "Grawitacja"
 
NAJLEPSZY KRÓTKOMETRAŻOWY FILM DOKUMENTALNY
"The Lady in Number 6: Music Saved My Life" - Malcolm Clarke i Nicholas Reed
 
NAJLEPSZY ANIMOWANY FILM KRÓTKOMETRAŻOWY
"Mr. Hublot" - Laurent Witz i Alexandre Espigares
 
NAJLEPSZY AKTORSKI FILM KRÓTKOMETRAŻOWY
"Helium" - Anders Walter i Kim Magnusson

OSCARY HONOROWE

Piero Tosi - autor kostiumów do filmów
Steve Martin - za dorobek komediowy, muzyczny i producencki
Angela Lansbury - za dorobek zawodowy





And the Razzie goes to...
Najgorszym filmem roku wybrano komedię "Movie 43", przyznać trzeba, że całkiem zasłużenie. Kategorie aktorskie zdominowali Smith Sr. i Smith Jr., choć ten pierwszy niekoniecznie słusznie. Na wyróżnienie nie zasłużył też "Jeździec znikąd", kiedy wśród konkurencji był choćby "Straszny film 5"...
Pełna lista laureatów Złotych Malin:

Najgorszy film - "Movie 43"
Najgorszy aktor - Jaden Smith - "1000 lat po Ziemi"
Najgorsza aktorka - Tyler Perry - "Tyler Perry's A Madea Christmas"
Najgorszy aktor drugoplanowy - Will Smith - "1000 lat po Ziemi"
Najgorsza aktorka drugoplanowa - Kim Kardashian - "Zakazane pragnienia"
Najgorszy reżyser - 13 osób, które reżyserowało "Movie 43"
Najgorszy ekranowa ekipa - Jaden Smith i Will Smith na planecie nepotyzmu - "1000 lat po Ziemi"
Najgorszy scenariusz - "Movie 43"
Najgorszy remake, zrzynka lub sequel - "Jeździec znikąd"
[m]
Tym, co lubię jeszcze bardziej od nagród są antynagrody. Na każdym kroku potykam się o zestawienia najlepszych, najładniejszych, najprzystojniejszych. Tyle naj-ów na mnie czeka, że nie daję rady za nimi nadążać. I co, tych złych niby jest mniej? Skądże, ale takich ZŁYCH złych, które są tak złe, że aż muszę to zobaczyć, jest już zdecydowanie mniej. Dlatego chcę poznać te, które w zeszłym roku przegapiłem, a które będą tak złe, że nie będę się nudził ani minuty. I tu, niestety, Złote Maliny po raz kolejny zawodzą.
W historii Złotych Malin było wiele filmów, które były bardzo „malinowe” – „Kaczor Howard” (1987), „Leonard, część 6” (1988), „Bitwa o Ziemię” (2001), „Luźny gość” (2002), „Nagi Instynkt 2” (2007), „Jack i Jill” (2012), a wśród twórców wielu takich, którym się należało i którzy mieli większe lub mniejsze poczucie humoru. Jednak po drodze, coroczne wyróżnianie tych najgorszych zmieniło się w prztyczki w nos i linijką po łapach dla tych samych ludzi, bo się znowu nie nauczyli. Stały zestaw „usual suspects”, czyli jak Stallone grał w zeszłym roku w jakimś filmie, to będzie nominacja; jak Shyamalan nakręcił nowy film, będzie kilka nominacji. Towarzystwo wzajemnej niechęci, czy jak? Sprawdzałem tegoroczne nominacje z ciekawością, ale po raz kolejny szybko ogarnęło mnie deja vu. Stallone zagrał, a Shyamalan nakręcił, więc wiadomo; Sandler za aktorstwo i film znowu oberwał; Tyler Perry i jego kolejna Medea oberwali; Lindsay Lohan za każdą możliwą rolę – po łapach! A w tym roku było przecież tyle złych filmów, których twórcy zasłużyli na to, aby też zostali dostrzeżeni, np.: „30 nights of paranormal activity with the devil inside the girl with the dragon tattoo”, „Sharknado”, „Teksańska masakra 3D”, „G.I. Joe 2”, „Ostatni egzorcyzm 2”, „Szklana Pułapka 5”, „R.I.P.D” czy „Dario Argento’s Dracula”. Było też mnóstwo złych filmów, których nie widziałem i dużo takich, o których nawet nie słyszałem. Chciałbym takie antynagrody, które uświadomiłyby mnie, co przegapiłem, takie, które dostrzegłyby choćby „Bitwę pod Wiedniem” – wreszcie mielibyśmy szansę w kategorii nieanglojęzycznej. Możemy być jednak w pełni dumni z naszych, choć tylko na skalę krajową, bo Polska ma swoje Węże, które starannie wypełniają pustkę.
Mimo wszystko, trzeba przyznać malinowym chłopcom i dziewczętom, że potrafią zaskoczyć poczuciem humoru, choćby nominując Adama Sandlera za najgorszą rolę męską, żeńską i najgorszy duet ekranowy z samym sobą. Za rok Złote Maliny nadal wzbudzą moje zainteresowanie i znowu, pełen nadziei, sprawdzę kogo nominowali. Pewnie po raz kolejny ogarnie mnie deja vu, ale obejrzę rozdanie i będzie fajnie, nie nudno i cukierkowo; ukłoń się, Oscar.
Pełną listę tegorocznych nominacji do Malin znajdziecie tutaj:
http://www.filmweb.pl/awards/Złote+Maliny/2014
[m]
#razzies
KOBIETY DO GARÓW! 
Tak jest. 
Nazwijcie mnie seksistą, zdania nie zmienię. 
Panie lepiej dają sobie radę z wieloma czynnościami jednocześnie - takie fakty, a przy garach podzielna uwaga to podstawa. 
Faceci niby dają radę, ale jednak, nie ma lepszego widoku niż kobieta i, dajmy na to, talerze. 
Możecie sobie protestować, możecie się nie zgadzać - kobiety do garów, i to już! 
Patrzymy na Torry Castellano - perkusistkę The Donnas - czyż nie jest stworzona, by garami zajmować się? 
KOBIETY DO GARÓW! [b]
http://www.youtube.com/watch?v=Uf_4PrtsmWg