środa, 14 grudnia 2016

TV: Westworld

Kiedy HBO ogłosiło plany realizacji serialu na podstawie westernu science-fiction z 1973 roku, pomyślałem, że to ekscentryczna decyzja. Wszak oryginał nie był najwyższych lotów, nie ma dzisiaj statusu dzieła kultowego, tylko ramotki, która jako pierwsza użyła cyfrowego przetwarzania obrazu i perspektywy androida. To debiut filmowy autora Michaela Crichtona, który wcale nie chciał zaczynać przygody z kinem od tego filmu, a wręcz zniechęcił go na parę lat przez trudną współpracę ze studiem MGM. Mimo wszystko, Świat Dzikiego Zachodu stał się sukcesem finansowym i zebrał dobre recenzje, a ja pamiętam go z dzieciństwa ze względu na zimnego jak stal Yula Brynnera. Jednak przy Westworld oryginalny Świat Dzikiego Zachodu może tylko majaczyć w tle jako Easter egg.
Już rozumiem, dlaczego Jonathan Nolan chciał odwiedzić Dellos, park rozrywki przyszłości. Zobaczył potencjał, jaki kryje się w tej opowieści, wszystkie szanse stracone w 1973 roku, teraz jeszcze bardziej aktualne i leżące na wyciągnięcie ręki. Świadczy to o jego ogromnym talencie i zmyśle do dobrych, wielowymiarowych historii, że z ramotki Crichtona zrobił arcyciekawy serial, który można odczytywać jako traktat o istocie człowieczeństwa, analizę natury kina i studium odrealnienia naszej rzeczywistości. Westworld to labirynt znaczeń, po którym błądzi się jak po otwartym świecie nielinearnej gry komputerowej. „Wiesz, dlaczego to bije na głowę realny świat? Realny świat to tylko chaos, przypadek. Tutaj każdy szczegół składa się na większą całość” – mówi mężczyzna w czerni (Ed Harris), gracz szukający sensu leżącego na końcu całej rozgrywki.
Westworld, HBO
W gruncie rzeczy Westworld jest właśnie grą przepuszczoną przez rewizjonistyczny filtr współczesnej telewizji. Tym bardziej znaczące jest, że kiedy w kinie mamy falę sequeli, adaptacji komiksów i remake’ów hitów, które nie zdążyły nawet dorosnąć, HBO bierze na tapetę taki Świat Dzikiego Zachodu i daje artyście pełną wolność, żeby stworzył coś z niczego. Drugiego sezonu możemy się spodziewać dopiero w 2018 roku – bo Nolan z żoną stwierdzili, że nie potrafią robić dobrych historii rok po roku. Wolność = jakość.
Mimo że przeczuwam wielkość Dunkierki, chciałbym, żeby Jonathan i Christopher wrócili do wspólnego tworzenia. Może właśnie przy drugiej serii Westworld? To byłby idealny scenariusz. I reżyseria. Bo takich dwóch jak Nolanowie to nie ma ani jednego. [m]

wtorek, 13 grudnia 2016

Dobry, bo polski plakat filmowy: Świat Dzikiego Zachodu (Jan Młodożeniec)

Świat Dzikiego Zachodu / Westworld
Oglądaliście już Westworld?
Nie wiem, czy znacie oryginał, na podstawie którego Jonathan Nolan wraz z żoną Lisą Joy stworzyli dla HBO swój serial. Świat Dzikiego Zachodu był debiutem kinowym Michaela Crichtona, który później napisał m.in. książkowy Park Jurajski. Nie był to dla niego debiut udany, bo przez ingerencję studia MGM Crichton nie miał wpływu na obsadę, zmiany w scenariuszu, dokrętki i przemontowanie filmu. Później przyznał, że ponowny montaż wyszedł filmowi na dobre, bo początkowy efekt jego pracy był długi i nudny. Nie muszę chyba dodawać, że Crichton chciał dać sobie spokój z krzesłem reżyserskim. Zmienił zdanie 5 lat później kręcąc aż dwa filmy: Wielki napad na pociąg i Coma z Michaelem Douglasem.
Niech ten dobry, bo polski plakat filmowy autorstwa Jana Młodożeńca z 1976 roku będzie też zapowiedzią - jutro małe co nieco o serialu HBO. [m]

niedziela, 11 grudnia 2016

Dandy Warhols: Distortland

Generalnie nie trzymam... nie, nie moczu, i nie chodzi wcale o to, że pewna firma wyłożyła pewną ilość gotówki, pod stołem i bez podatku, żeby ich produkt zareklamować.
Nie trzymam ręki na pulsie, jeśli chodzi o nowe płyty kapel, które kiedyś robiły na mnie wrażenie. Wczorajszy wpis o The Coral? Czysty przypadek, choć miło było powspominać.
The Dandy Warhols w pewnym momencie mojego życia byli zespołem, bez którego nie wyobrażałem sobie dnia, a jednak, po wyuczeniu się ich wszystkich kawałków na pamięć, poszli w odstawkę.
Aż do niedawna, kiedy to, przypadkiem, pojawili się ponownie na playliście, bo może i heroina jest passé, ale niektóre utwory zawsze pozostaną dobrymi kompanami podróży.
Posłuchałem tego i owego, po czym postanowiłem sprawdzić co obecnie Courtney Taylor-Taylor i spółka porabiają.
No i zdziwienie - jest nowa płyta, wydana na początku tego roku. You Are Killing Me wchodzi całkiem przyzwoicie, nie ma czego się wstydzić, nieco gorzej w przypadku Catcher In The Rye, z dziwnym teledyskiem. STYGGO jest ok, nawet bardzo ok, ale czegoś mu brak - a może wręcz przeciwnie - wszystko jest na swoim miejscu, tak jak już wcześniej bywało.
Ostatni z singli, Semper Fidelis, robi robotę - stare Dandy Warhols płynie sobie w typowy sposób, ale coś tam w tle dodaje odrobinę niepokoju. To lubię.
W oczekiwaniu na przypływ funduszy, co by całą płytę nabyć, single nieco zaostrzają apetyt, ale chyba nie na tyle, by z zachwytu sikać po nogach, ale nawet gdyby tak było, to z łatwością można by z tym żyć, dzięki pieluchomajtkom chińskiej firmy Szczajgdychcesz - już wkrótce dostępnym w dobrych sklepach na terenie Polski.
Dzień dobry? [b]