środa, 24 marca 2021

Dwaj panowie [m]: PALM SPRINGS

Przed ponownym zamknięciem kin zaplanowaliśmy porozmawiać o filmie, który przywitał nas na dużym ekranie po długiej przerwie. Wymieniliśmy kilka zdań o "Palm Springs", ale zanim zdążyliśmy opublikować tekst, ten stracił ważność. Cóż, nie zachęcimy Was już, żeby wybrać się na wycieczkę do przybytku X Muzy - przynajmniej nie w najbliższych tygodniach. Ale rozmowa została i, a nóż, zapoczątkuje nowy cykl.

Michał: Każdy film jest dobry, żeby wrócić do kina po prawie półrocznej przerwie, a my trafiliśmy chyba na najlepszy możliwy. Po pierwsze, to komedia o pętli czasowej, po drugie, to komedia o pętli czasowej, po trzecie, to komedia o pętli czasowej... Chyba wiecie, gdzie to zmierza. Porozmawiajmy zatem o „Palm Springs” w reżyserii Maxa Barbakowa, które w lutym 2021 przywitało nas ciepło w łódzkim kinie Charlie.

Marek: Być może myślicie: "komedia o pętli czasowej? Nie interesują mnie kopie ‘Dnia Świstaka’, nie będę oglądać, nie lubię świstaków". Jeśli tak jest to "wstrzymajcie swoje konie" i uruchomcie pokłady lewej półkuli. Sam fakt, że Andy Samberg zdecydował się brać udział w tym projekcie powinien głośno mówić, że nie będzie to piąte grzanie tego samego kotleta w wodzie po kisielu. Tak, na tym zbuduję swoją tezę.

Michał: Samberg, czy to solo, czy ze swoją grupą The Lonely Island, lubi wziąć znany motyw na warsztat i pobawić się nim, wyciskając wszystkie gagi. Podobnie jest tutaj – elementy, które w naszej zbiorowej świadomości najskuteczniej utrwalił wspomniany „Dzień świstaka”, zostały poprzestawiane jak klocki. Tym sposobem film wrzuca nas w środek fabuły, która dla Nylesa (Samberg) odkryła już dawno wszystkie karty. Utknął na weselu w Palm Springs jako osoba towarzysząca, dziewczyna go zdradza, a para młoda nawet go nie zna. I tak codziennie. Wyeksplorował już ten dzień, jak ulubioną mapę w GTA. Znudzony powtarzalnością, beztrosko korzysta z imprezy, którą zna na pamięć. Aż któregoś z tych samych dni, przez zabawny zbieg okoliczności, dołącza do niego Sarah (Cristin Milioti) i razem starają się przerwać cykl.

Marek: Napisałeś o zbiegu okoliczności i tak sobie myślę, że to jest temat tak obszerny, że nie jedną stronę można wypełnić. Nie wiemy jak długo Nyles zmaga się z pętlą (on sam nawet nie pamięta) i podoba mi się, że twórcy to tak zostawili. Tylko czy w ich sytuacji było to takie przypadkowe? Z pewnością pierwszą rzeczą, jaką robisz po trafieniu do pętli czasowej NIE JEST nagła i lustrzana zmiana swoich dotychczasowych zachowań. Chcesz najpierw przeprowadzić jakąś analizę, rozeznać się w konsekwencjach zanim wydziarasz sobie ultimate tramp stamp na lędźwiach. Ciekawe ile mu zajęło dostrzeżenie Sarah; ciekawe kiedy stanął przed ścianą pełen rezygnacji i stwierdził, że wszystko jest bez sensu, a jedyną opcją jest skrajny nihilizm. Mógłby tak żyć jeszcze dłuuuugi czas, gdyby nie ten niepodważalny i całkiem zabawny przypadek. Wyobraź sobie, gdzie wszystkie pary by były, gdyby nie przypadkowe wejście w jaskinię horyzontu zdarzeń... Ten moment w filmie, nie dość, że był kluczowy, bo nadał filmowi tempa, to jeszcze bardzo symboliczny – oto dwie dorosłe osoby wchodzą w nieznane i starają się ujarzmiać chaos razem. Brzmi znajomo? Powinno!

Michał: Dlatego „Palm Springs” jest świeżą komedią romantyczną – niesie w sobie więcej, niż większość walentynkowych pozycji i z powodzeniem trafia do obu płci. Działa jako metafora i uroczo przekonuje do życia w monogamii. W sytuacji – cokolwiek abstrakcyjnej – bohaterów można nadal odnaleźć siebie i postawić sobie kilka całkiem ważnych pytań. A wszystko to bawiąc się przednio. Jest to zasługa, 1) duetu debiutujących w fabule Andy’ego Siara (scenariusz) i Maksa Barbakowa (reżyseria), którzy na pomysł wpadli jeszcze studiując razem w American Film Institute; i 2) duetu damsko-męskiego przed kamerą. Andy Samberg pasuje idealnie na zrezygnowanego, sarkastycznego wrażliwca, o czym obaj dobrze wiemy, bo możemy się nazwać fanami, prawda? Natomiast moje serce skradła Cristin Milioti, która wprowadza nas do fantastycznego świata Nylesa. Pół filmu próbowałem sobie przypomnieć, skąd ją znam, aż w końcu Filmweb mi podpowiedział, że to przecież słynna Matka z „Jak poznałem waszą matkę”. Czyli skradła moje serce już po raz drugi.

Marek: 2014 dzwonił i pytał o Michała! Tak, utalentowana i urocza Cristin tutaj się pojawia i wraz z Andy’m, jak to określiłeś, przekonują nas do monogamii – dodam, że robią to z wyczuciem i inteligentnym jajem. Powiedziałbym, że to Nyles wprowadza do świata, a Sarah nadaje mu barw, sprawia, że już nie jest taki sam. Scenariusz robi robotę, bo nie dość, że przedstawia historię zmodyfikowaną w granicach kanonu (widz może się odnieść do takich zjawisk jak pętla czasu), to docenia widza i jego inteligencję (nie wszystkie aspekty opowieści są oczywiste, a niektóre są tak oczywiste, że nie potrzebują komentarza). Kimkolwiek jesteś (czytelniczko/ku), wiedz, że jest w tej opowieści dużo tego, co już poznałaś/eś i kilka poszerzających Twój obraz nowości. Wszystko w towarzystwie widzianych, polubionych wcześniej twarzy (J.K. Simmons, Peter Gallagher czy Dale Dickey) i w trakcie przystępnej dla Ciebie fazy dystrybucji – no, może jak znowu otworzą kina.

Michał: Z tymi kinami będziemy niestety musieli pewnie jeszcze poczekać, ale „Palm Springs” z pewnością trafi niedługo na platformy streamingowe. A wtedy będzie idealnym seansem na romantyczny wieczór lub jako przypomnienie, że istnieje gdzieś wyjście z naszej zapętlonej pandemicznej rzeczywistości.

Rozmawiali: Michał Miller & Marek Szczepański