Worldwide
box-office jest zazwyczaj zdominowany przez produkcje hollywoodzkie – to jest
fakt, norma i nikt się temu nie sprzeciwia. Zdarza się filmowi spoza USA wejść
do górnej piątki, najczęściej udaje się to bollywoodzkim widowiskom
filmowo-muzycznym. Zeszły weekend szturchnął Amerykę mocniej, bo dwa
najchętniej oglądane filmy wyszły z Chin: widowisko 3D „The Monkey King” i
filmowa wersja reality show „Bàba qù nǎ'er”. Rok konia rzeczywiście rozpoczął
się galopem dla Chin. Dalej były amerykańskie „Wilk z Wall Street” i „Kraina
Lodu”, ale już z numerem piątym finiszowała Rosja i nowa wersja horroru z 1967
roku „Wij” w 3D.
Zaraz,
Hollywood to może nie jest, ale tylko geograficznie. Widowisko fantasy, film na
podstawie reality show, remake/horror w 3D – świat pilnie uczy się od fabryki
snów i na pytanie, gdzie jest stolica kina odpowiada zgodnie i ze znaczkiem
dolara w oku. W królestwie ślepców jednooki jest królem.
Nie
odkrywam, ekhem, Ameryki mówiąc, że publiczność wybiera rozrywkę znaną i
popularną, ewentualnie kontrowersyjną. Nie mówię, że to coś złego – rozerwać
się każdy lubi. Mówię natomiast, że pojęcie „rozrywka” w kinie zostało zrównane
z budżetem i powierzchowną atrakcyjnością. Spojrzenie na obecny repertuar
kinowy – strzelę, że włoska afirmacja życia Paolo Sorrentino „Wielkie piękno”
nie wygra wyścigu z pozłacanymi oszustami z „American Hustle” czy z
technologicznymi cudami odnowionego supergliny, a magiczny świat rosyjskich
„Niebiańskich żon Łąkowych Maryjczyków” nie przyciągnie tylu ludzi, co magiczny
świat „Hobbita” po miesięcznym pobycie na ekranie. Nawet nasz polski
hollywoodzki „Jack Strong” ma większe szanse w wyścigu niż stylowa skandynawska
„Call girl”. Z drugiej strony, czy obie strony w ogóle stają ze sobą do
wyścigu?
Ale
wystarczy o kasie. Kolejny weekend, maszyna w ruch, do kina marsz. Odkryjmy coś
innego niż Amerykę.
[m]Republika - Mamona przez Republika-Official
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz