#niedzielnaDepresja Siedzę w barze, bardzo powoli daję się ognistej wodzie sponiewierać. Nie spieszy mi się, ale jestem już w tym błogostanie, kiedy pewne momenty wieczoru dzieją się zbyt szybko by mój mózg mógł to zarejestrować. Do baru weszła jakaś panna - tak sądzę, że weszła, bo moment jej wstąpienia w nasze skromne progi jakoś przegapiłem. W każdym razie idzie teraz w stronę barmana, jej trajektoria wskazuje na to, iż początek tej podróży miał miejsce w okolicach drzwi wejściowych.
Blond włosy do ramion, hippisowskie bransoletki, glany, i tyłek, na widok którego spodnie wydają mi się nagle zbyt ciasne.
Założenia na wieczór były zupełnie inne - miałem się dosyć kulturalnie nastukać, natrzaskać jakichś obciachów, a następnie powrócić do domu.
A jednak, z nieznanych mi obecnie powodów, pognałem za właścicielką owego niesamowitego tyłka. W głowie miałem wszystkie znalezione w internetach najlepsze teksty na podryw. Byłem gotowy. Podszedłem, powiedziałem:
- cześć, mam na imię [b]
- cześć, mam na imię Artur - odpowiedział właściciel supertyłka.
Sobota minęła, nadeszła niedziela, a trauma pozostanie na zawsze. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz