sobota, 3 maja 2014

Zapewne wszyscy znacie mniej lub bardziej "Fight Club". Nie wszyscy jednak znają gościa, który kryje się za tą książką - Chucka Palahniuka. Facet ma swoje wady i zalety. Opinie budzi skrajne, nie spotkałem się jeszcze z opinią wypośrodkowaną. Jedni piszą, że to wizjoner, inni, że odcinacz kuponów, który powiela tylko schematy z książki na książkę (tu subiektywnie pozdrowię Coelho;)) i wypalił się na „Kill’em All” Metallici. 
Tanio szokuje, gra na wrażeniach, pierdu pierdu. Takich lubimy najbardziej:P Jakiś czas temu została mi przez kumpla polecona jedna z jego pierwszych książek – http://bit.ly/1rPgVjR . 
Kiedy zadałem tendencyjne pytanie, o czym jest, usłyszałem jedynie – „nie wiem, jak mam Ci to opisać”. Jako że kolega nie ma problemów z opisywaniem rzeczywistości, zaciekawił mnie. Stwierdziłem, że po m.in. „Udław się”, które podeszło mi średnio, spróbuję. No i się zaczęło. 
Książkę przeczytałem w 1,5 dnia. Zaczęło się w miarę spokojnie, po czym mindfuck zaczął gonić mindfuck. Kiedy książka nabrała tempa, nie chciała już zwolnić. W pewnym momencie przerzucałem stronę ze strachem, co ten czub wymyślił dalej. Facet nie uznaje świętości, to mogę przyznać. Retrospektywy w połączeniu z wątkami teraźniejszymi łączą się w wielkie WTF – WTF z serii to tygrysy lubią najbardziej. 
Nie będę się bawił w krytyka za pomocą subiektywnego zachwytu. Powiem tylko jedno - dziś, kiedy ktoś mnie i kumpla pyta, „o czym to jest”, spuszczamy już razem głowy, nie wiedząc, co powiedzieć. Stwierdzam, że Chuck wydymał mi mózgownicę tą książką. [k]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz