sobota, 25 października 2014

Geograficznie w tym kraju, czasowo nie tak dawno temu, mentalnie w galaktyce odległej o kilka milionów lat świetlnych, były sobie, chyba w każdym mieście, lokale szumnie nazywane salonami gier. 

Nie jakieś tam gówniane speluny, gdzie można przy tanim browarze przepuścić kilka stówek bezmyślnie pociągając za wajchę jednorękiego bandyty. Nie. Chodzi mi o Salony Gier.

Automaty i flippery. Przy każdym automacie stał co najmniej jeden cwaniak, co to, zupełnie za darmo, był gotów dla nas przejść trudniejszy fragment gry. Rzadko mu się to udawało, ale wina jednoznacznie leżała po stronie wadliwej maszyny, nigdy cwaniaka.

Żeton, za który dostawało się zazwyczaj trzy 'życia' w grze, kosztował niby grosze, ale na nadmiar kasy nikt nie cierpiał więc osobnicy kupujący kilka żetonów uważani byli za burżuazję czyli frajerów, z którymi można się zakumplować, żeby popykać za darmoszkę.

Krążyły też legendy o żetonach na sznurku, obrabianiu starych monet, tak aby maszyna uznała je za żeton, o gościach, którzy wiedzieli jaką kombinację klawiszy wklepać, żeby grać za darmo. Właściwie to żadne legendy, to czysta prawda, bo przecież brat kumpla widział na własne oczy...

W gralni, do której swego czasu często po szkole zaglądałem obecnie mieści się sklep rybny - w sumie cuchnie, jak za dawnych lat, ale to już nie to.

Na koncercie Komet, chyba ze 3 lata temu, wydostawszy się spod sceny, co by nieco odpocząć po niezgorszym pogo, kiedy już grany był kawałek, którego posłuchać można poniżej, podsłuchałem następujący fragment dialogu:
-Ej, co to są te flippery?
-No, kurwa, nie wiem.

To chyba wtedy ostatecznie zrozumiałem, że nie należę już do młodzieży. Niby przykre, ale od tego dnia bezkarnie mogłem już używać sformułowania "Za moich czasów...", a to jest bezcenne. [b]

PS Zgadnijcie kto po wspomnianym koncercie zakosił setlistę ze sceny ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz