czyli niepotrzebny debiut reżyserski ulubionego człowieka od kamery Christophera Nolana. Nie wiadomo, po co to wszystko, a trend mówi, że kiedy tak jest, chodzi o ekologię (za którą ostatecznie stoi kasa). Johnny Depp nie robi już żadnej miny do złej gry, po prostu rozluźnia mięśnie twarzy i czeka na przelew, kiedy scenariusz pada pod ciężarem dobrych intencji. Ten Frankestein przyszłości zapowiadał się obiecująco, ale brakło prądu, żeby tę pozszywaną z mało emocjonujących i nieprzekonujących części fabułę ożywić. [m]
#transcendence
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz