niedziela, 14 czerwca 2015

Sezon burz - nie, nie chodzi o Sapkowskiego - zawitał chyba na dobre. Stroboskopy matki natury raz po raz uruchamiają się, po czym basy doniosłe wstrząsają rzeczywistością.
Gdzieś, w środku miasta, to tylko kolejne niedogodności, hałasy w tle. A na przedmieściach albo jeszcze dalej, tam gdzie nie ma już niczego, w głuszy, gdzie nadajniki tracą swą wi-fi-dajną moc, jest to moment, gdy jest się zmuszonym do zmian, gdy nagle zostaje się z sobą samym sam na sam.
Nie jest to oczywiście jedyna taka sytuacja. Nie tak dawno temu, bo wczoraj, wraz z [m] przytrafiło nam się przez dzicz jakowąś przedzierać, gdzie nie tylko wi-fi nie było, ale również i sygnał komórkowej telefonii nie sięgał. A było to przecież bardzo cywilizowane przedzieranie się przez dzicz, bo na pokładzie pociągu, gdzieś między stolicą, a nieco bardziej centralną częścią Polski.
Z powodów takich, czy innych nerwowo do kieszeni jeansów sięgałem, co zacny mój kolega skwitował komentarzem o uzależnieniu - tu muszę zaznaczyć, że nie jestem uzależniony, mogę przestać spoglądać na telefon kiedy tylko zechcę.
Ale w sumie nie o tym chciałem pisać.
Brak wi-fi, brak zasięgu, brak kontaktu.
Zostajemy sami, zdani tylko na siebie, czy też na siebie jedynie skazani.
Jak długo bylibyśmy w stanie wytrzymać ze sobą wzajemnie, bez rozpraszania się, bez tych wszystkich elektronicznych wspomagaczy? A w sytuacji ekstremalnej, jak długo bylibyśmy, wszyscy z osobna, w stanie polegać tylko na sobie? Bez googlowania czy ból stopy to już rak czy raczej choroba o podłożu mentalnym.
I w tym momencie pochylam się nad sobą samym, ze współczuciem, bo pewnie nigdy tak do końca mi to nie będzie dane - nawet gdy już ostatecznie stwierdzę, że ludzie to c**je, że nie mam ochoty z nimi mieć nic wspólnego, to jednak będę chciał, lub też będę zmuszony, dawać znać, że żyję, że ciągle trwam, że moja ekstrawagancja wciąż pozostaje pod kontrolą.
I nie ma mowy, że tylko raz na rok przyślę pocztówkę, że mam się dobrze i że mam nadzieję, że wszyscy równie dobrze się miewają.
A szkoda, bo mogłoby mnie to w ciekawe zakamarki samego siebie zaprowadzić.
W żalu tym, z odrobiną nadziei na inne jutro, pozostawiam Was z nieco refleksyjnym kawałkiem. Guten Morgen. [b]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz