Historia ta nijak ma się do treści kawałka, choć łączącym motywem jest seks, a to zawsze budzi zainteresowanie, więc jedziemy, na wybudzenie.
Możliwe, że już kiedyś historię tę opowiadałem, ale wydaje mi się, że nie, chociaż nigdy nie mam pewności, więc jak zacznę się powtarzać, to szturchnijcie mnie łokciem - najlepiej w pysk prosto, bo nie chcę być jednym z tych gości, co to do znudzenia powtarzają tę samą pieśń o dziejach minionych.
Jechałem sobie oto rowerem, szosą wiodącą przez las. Wtem, z krzaków wyskakuje jakaś starsza kobieta i ramionami macha, wyraźnie chcąc, abym się zatrzymał.
Myślę sobie, hmm, staruszka pewnie się zgubiła, grzyby zbierała, pomocy potrzebuje, bo nie wie, gdzie jest. No to zatrzymałem się.
"Cieś, sieksiu chcieś?" - padło pytanie i zacząłem domyślać się, że to chyba jednak nieco innego typu grzybiarka. Musiałem przy tym minę zrobić dosyć niewyraźną, zupełnie jakbym jej nie rozumiał, bo kiedy zaczęła przedstawiać mi swój cennik, to, tak dla jasności, całość uzupełniała bardzo sugestywną gestykulacją - gdybyśmy grali w kalambury, chciałbym mieć ją w swojej drużynie.
Tak oto w środku dnia, przy drodze, którą średnio co 5 minut jeździ ktoś mi znajomy, stałem ze starą prostytutką, która to bardzo obrazowo tłumaczyła mi, że "w paszczu za tridsat" a ręką za dwadsat.
I o ile w tamtym przypadku nie mogłem powiedzieć #dobreBoPolskie, to jeśli chodzi o CETI, z czystym sumieniem tak własnie ogłaszam, a jeśli ktoś się nie zgadza, możemy spotkać się dziś jeszcze, w samo południe, na udeptanej ziemi, co by przez niedźwiedzią skórę na rewolwery bój zajadły toczyć.
Dzień dobry? [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz