"Chciałbym zwrócić się do młodych kolegów: ja wiem, że fascynuje was cierpienie, ból, brzydota
tego świata. Ale czasem warto iść po słonecznej stronie ulicy" – Janusz Majewski, laureat
Srebrnego Lwa za film „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy.”
Już po festiwalu, nagrody rozdane, Gdynia opustoszała. Jubileuszowy, specyficzny, bardzo bogaty,
dopracowany, niestety skończył się tragicznie… I kontrowersyjnymi (delikatnie rzecz ujmując)
werdyktami.
Jestem na festiwalu co roku (z jedną przerwą), tym razem byłam w nieco innej formie i dzięki temu
miałam możliwość doświadczyć i chłonąć więcej niż zwykle (dosłownie i w przenośni).
Gdybym nie widziała większości filmów (wszystkich, fizycznie, nie dało się ogarnąć), i sugerowała się
tylko otrzymanymi nagrodami (i niektórymi recenzjami), wiele bym straciła. Często tak właśnie jest z
nagrodami na festiwalach, ale w Gdyni w tym roku było to aż bolesne…
Przedstawię zatem moje (bardzo subiektywne – bo nie byłam tam w pracy, tylko dla przyjemności)
podsumowanie poszczególnych sekcji konkursowych i filmów, oraz ogólnie całego festiwalu.
Sekcja „Inne Spojrzenie” to nowość, konkurs dla filmów wymykających się granicom
konwencjonalnego kina, które za sprawą eksperymentalnej formy i odwagi w doborze tematu
skłaniają do dyskusji. W tej sekcji polecam obejrzeć wszystkie tytuły (jeżeli będziecie mieli ku temu
okazję), ponieważ jest to naprawdę dobry wybór i warto zobaczyć coś zupełnie innego, aby wyrobić
sobie własne zdanie, a może nawet gust… Tutaj z decyzją jury polemizować nie będę, słusznie wygrał
„Obrusik”, a wyróżnienie dostał „Baby Bump”, ale warto poznać wszystkie: BABY BUMP reż. Kuba
Czekaj, CZARODZIEJSKA GÓRA reż. Anca Damian, PERFORMER reż. Maciej Sobieszański, Łukasz
Ronduda, ŚPIEWAJĄCY OBRUSIK reż. Mariusz Grzegorzek, W SPIRALI reż. Konrad Aksionowicz,
WALSER reż. Zbigniew Libera.
„Konkurs Młodego Kina” to sekcja prezentująca etiudy fabularne i fabularne filmy dyplomowe
studentów polskich szkół filmowych. Natomiast „Konkurs Fabularnych Filmów Krótkometrażowych”
to wybór polskich, fabularnych filmów krótkometrażowych, z wyłączeniem etiud i filmów
dyplomowych studentów szkół filmowych. W poprzednich latach miało to nieco inną formę, a tym
roku bardzo zabrakło mi nagrody publiczności – która z pewnością różniłaby się od werdyktu i tego
jury. Krótki metraż i młode kino dotychczas były moim priorytetem, w tym roku wyszło nieco inaczej,
ale (o dziwo!) nie żałuję. Od razu się przyznaję, iż z IV bloków KMK, widziałam 3, a z III bloków KFFK
tylko 1… Nie mniej jednak, tendencja do „im ciężej, tym lepiej” nadal trwa, a niektórzy twórcy nawet
się przyznawali, że nie wiedzą, po co/o czym jest ich film, tak sobie nakręcili… Wyjątki oczywiście
były. Świeżym powiewem był (wspominany przeze mnie przy Sopot Film Festival) „Dzień Babci”
Miłosza Sakowskiego, który już swoje na festiwalach w Polsce zawojował (a niebawem za granicą!
Trzymam kciuki!), „w domu” doceniła go tylko Legalna Kultura, i (chyba na przekór) obszedł się bez
nagrody głównej. A szkoda, bo to świetny film, z genialną Anną Dymną i młodym-zdolnym
Mateuszem Nędzą. Jeszcze raz POLECAM! Jak zwykle Studio Munka było sporo w krótkim metrażu
(cykl 30min), i wygrało - „Moloch” reż. Szymon Kopieniak. Polecam tez „Basen” Krzysztofa
Pawłowskiego, z tej samej stajni. Natomiast Konkurs Młodego Kina wygrał Paweł Chejbudzki za film
„Charon”. W tym roku wbił się w pamięć jeszcze jeden film, „Równanie” Mary Tamkovich, który
sprawił, że byłam bardzo zła (zatem zadziałał jakoś!), żeby nie ująć tego inaczej.
No i czas na „Konkurs Główny”! Tutaj wyjątkowo wrzucę pełną listę, ze swoimi komentarzami (z
którymi niektórzy się nie zgodzą, ale nie muszą), zakładając, że ktoś w ogóle do tego momentu
doczyta… Więc lecimy:
11 MINUT reż. Jerzy Skolimowski – najbardziej wyczekiwany film na festiwalu (min. po Wenecji)
okazał się pęknięta wydmuszką (niektórzy uznali, że wręcz stłuczoną – GW). Do reżyserii i techniki nie
można się doczepić. Ale ogólne rozczarowanie i absolutnie niezrozumiałe uznania i nagrody (może
poza montażem, bo Agnieszka Glińska naprawdę wie, co i jak robi). Koncepcja filmu to żadna
nowość, powinna się sprawdzić, ale zabrakło tu wielu rzeczy…Nie wiem jak wielką ma moc nazwisko
Skolimowski (tylko nie zrozumcie mnie źle, ponieważ ogólnie Pana Jerzego lubię i szanuję), na
szczęście na dziennikarzy i widzów ta moc nie działa i nie oślepia. Na własne ryzyko, opinie można
sobie wyrabiać po 23 października, w kinach.
ANATOMIA ZŁA reż. Jacek Bromski – film ratuje genialny Stroiński (może właśnie za to dostał
nagrodę, chociaż jego kunszt i geniusz nie powinien być kwestionowany, ale…). Kino męskie,
sensacyjne, jak to mówią „amerykańskie” i dobrze zrobione - dla wielbicieli takowych. Osłabiły mnie
jednak dyskusje po projekcjach i dorabianie ideologii do tego filmu przez samego reżysera. Zło się
sprzedaje i takie jest też zadanie tego filmu. Proste! W kinach już grane, od piątku.
BODY/CIAŁO reż. Małgorzata Szumowska – film już „stary”, hit tu i tam (Berlinale i inne konkursy
zdobyte), dobry, to fakt, zdecydowanie najlepszy i kompletny film Małgośki Szumowskiej, ale czy
musiał tu (też) wygrać? Ktoś chciał komuś, czy światu coś udowodnić? Widocznie…Gajos, to Gajos –
mistrz, czegokolwiek się nie dotknie i z tym się nawet nie dyskutuje! Ale akurat debiutująca tu
aktorka (Justyna Suwała) laureatką? Dziwne to dla mnie, i nie tylko dla mnie. Dla jury widocznie
proste: jak obcy dają, to my też musimy!?
CHEMIA reż. Bartek Prokopowicz – nie miałam okazji, a opinie złe albo żadne… ale jak ktoś chce sam
nad swoją popracować, może to zrobić od 2 października, wtedy oficjalna premiera.
CÓRKI DANCINGU reż. Agnieszka Smoczyńska – nie rozumiem zachwytu, chyba, że jest się fanem
Kingi Preiss. Wiernym fanem. Zawiodłam się, mimo, iż lata 80-te, PRL i ówczesne dancingi klimatem
bardzo mi podpasowały i zachęciły do oglądania…niestety podczas projekcji wszystko się
zweryfikowało. Baśniowe syreny mnie nie zaczarowały. Niektórych może przekonał epizod
Cieleckiej? Nie wiem. A i sam fakt, że reżyserka jest kobietą, też do mnie nie przemawia za
najlepszym debiutem. Dla wielbicieli kiczu, któremu bliżej do disco polo niż lat 80-tych (ja to
rozróżniam).
DEMON reż. Marcin Wrona – pisałam już. Iść do kina od 16 października!
EXCENTRYCY CZYLI PO SŁONECZNEJ STRONIE ULICY reż. Janusz Majewski – lekki, łatwy i przyjemny
film, ze rewelacyjną obsadą i kreacjami (no, poza Natalią Rybicką – dla mnie koszmar, psuje ten film) i
muzyką. Drugoplanowe postaci właściwie kradną uwagę pierwszych (genialna Dymna – ponownie,
oraz genialny Wojciech Pszoniak).Taka laurka od reżysera. Porządne kino rozrywkowe ze świetną
muzyką (Wojciech Karolak & Mazolewski). Ten film zasłużył na wyróżnienie. Czy na srebro, nie wiem,
ale warto iść do kina w styczniu – zimą to zadziała jeszcze lepiej!
HISZPANKA reż. Łukasz Barczyk – dla wielbicieli epoki i tematyki (min. mnie). Przekonał, choć nie
porwał. Piękne kostiumy i scenografia – jedna z decyzji jury, z którą się zgadzam w 100%.
INTRUZ reż. Magnus von Horn – film nie dla każdego. Szwecja po raz drugi, tym razem nie na siłę, ale
nie lekko. Nie żałuję Magnusowi jego nagród, tym bardziej, jak już wiemy gdzie i jak inne się
porozchodziły. Wizualnie ładnie, obserwacyjnie, ale z napięciem/emocjami. Dobry portret małej społeczności i zjawiska strachu (w każdej jego formie), aktualny także poza granicami Szwecji.
Polecam sprawdzić, zanim się zacznie krytykować szwedzkiego reżysera (który za jakiś czas dla
krzykaczy będzie „naszym”, poczekajmy na parę innych nagród…) i szwedzki scenariusz…no i cóż, że
ze Szwecji? Dobre! W kinach od 9 października.
KARBALA reż. Krzysztof Łukaszewicz – dla wielbicieli gatunku, którzy z resztą już mieli okazje to
oglądać. Hołd złożony żołnierzom, aczkolwiek nie zachwyca. Męskie kino lub/i dla fanek
Królikowskiego. Szacunek za podjęcie tematu i zrobienie takiego filmu za niewielką kasę.
LETNIE PRZESILENIE reż. Michał Rogalski – piękne zdjęcia (słuszna nagroda), ciekawe postaci, inne –
świeże, wręcz delikatniejsze podejście do tematu wojny, bardzo ludzkie. Dobre role drugoplanowe
(Krukówna, Topa), ale wszystko głównie dla wielbicieli II Wojny Światowej w kinie, inaczej możecie
nie docenić.
MOJE CÓRKI KROWY reż. Kinga Dębska – film uroczy, słodko-gorzki. Rewelacyjnie zagrany (Dziędziel,
Kulesza, inny Dorociński oraz Muskała). „Moim marzeniem jest takie skonstruowanie filmu, żeby
widz na zmianę śmiał się i płakał, ale żeby wyszedł z kina zbudowany, a nie podłamany.” –
powiedziała reżyserka. Tak on właśnie działa, oswaja nas z problemami, relacjami międzyludzkimi i
skłania do refleksji. Zdecydowanie TAK! Publiczność, jak i dziennikarze wyrazili swoje opinie: Nagroda
Dziennikarzy oraz (podana oficjalnie dopiero dzisiaj 21.09) Nagroda Publiczności. Szanowne jury ten
film kompletnie zignorowało, co jest dla mnie po porostu niezrozumiałe! Oceńcie sami od 15 stycznia
2016 w kinach. Koniecznie!
NOC WALPURGI reż. Marcin Bortkiewicz – mój (czarno-biały) faworyt! Wyczekiwany i wielki
przegrany…Pokochałam ten film, pokochałam całą ekipę (bardzo zgraną i słusznie dumną z tego
filmu!). ROLA ŻYCIA Pani Małgosi Zajączkowskiej! Aktorki czekają latami na taka rolę (niektóre się nie
doczekują), to była kreacja, przez duże K - i to była nagroda za pierwszoplanową główną rolę
kobiecą! Genialny, młody debiutant Philippe Tłokiński - to on powinien zgarnąć nagrodę za
debiut…(zapamiętać, więc to imię i nazwisko i śledzić poczynania!). Cóż oni stworzyli za duet!
Chapeau Bas! Z resztą ten film, to całość: zdjęcia, muzyka, scenariusz, pomysł, pasja, temat,
inspiracje i odniesienia (Tomasz Mann) …Piękne od początku do końca, choć zmienia się z każdą
minutą! Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem pominięcia tego filmu w nagrodach…Marcin
Bortkiewicz to genialny człowiek z niesamowitą pasją (którą zaraża i przekonuje) oraz warsztatem, a
przy tym skromny…Najdłużej oklaskiwany film na festiwalu „Złoty Klakier Radia Gdańsk” (sama
stałam i klaskałam do końca, ze łzami w oczach - bomba emocjonalna, która musiała we mnie
ostygnąć) i doceniony również przez Jury Młodych, jako najlepszy film…widocznie dla nas nie jest
istotne, kto to wyprodukował i jak!? W kinach od 25 września. Ja pójdę jeszcze raz!
NOWY ŚWIAT reż. Elżbieta Benkowska, Łukasz Ostalski, Michał Wawrzecki – nie widziałam z
wyboru. Tematyka nie przekonała do nagięcia grafiku. Bez echa przeszło, więc słuszna decyzja.
OBCE NIEBO reż. Dariusz Gajewski – szkoda Topy, ale rozumiem, że chciał spróbować. Nie rozumiem
nagrody dla Grochowskiej, bo to wcale nie była jej wybitnie dobra rola (trudno jej się ogólnie
czepiać, bo jest dobrą aktorką, ale tutaj bez rewelacji). Znowu Szwecja i jej klimat. Ale tym razem
tylko dla matek z dziećmi, na emigracji.
PANIE DULSKIE reż. Filip Bajon – nie miałam okazji, bo czas nie pozwolił, chociaż chciałam. Opinie
słyszałam różne, bez tragedii jednak, więc ogólnie dobrze. Ciekawa obsada. Lubię Bajona, więc do
kina pójdę 2 października, (w oczekiwaniu na jego najnowszy film, który właśnie kręci).
ZIARNO PRAWDY reż. Borys Lankosz – hit kinowy i książkowy. Nie ma sensu pisać. Większość albo
widziała, albo czytała. Na festiwalu bez echa.
ŻYĆ NIE UMIERAĆ reż. Maciej Migas – inspirowane historią Tadeusza Szymkowa, scenariusz
Harasimowicza, ale nie wyszło i faktycznie szkoda Kota. W kinach już było, więc kto chciał, to oglądał.
Dla mnie był to bardziej konkurs kreacji aktorskich, nie tyle, co filmów, ponieważ one same się nie
potrafiłyby obronić, w większości przypadków… Powtórzę tylko dwa tytuły pominięte w nagrodach
głównych, które warto zobaczyć:
NOC WALPURGI i
MOJE CÓRKI KROWY.
Poza w/w sekcjami konkursowymi, było mnóstwo równoległych wydarzeń towarzyszących: pokazy
specjalne, promocje książek, warsztaty, konferencje, panele, fora, kino plenerowe, koncerty,
wernisaże itp. Naprawdę nie było czasu wszystkiego zobaczyć, doświadczyć, czego bardzo żałuję, ale
na nadmiar nie można narzekać. W tym przypadku od przybytku głowa nie boli, jeśli tylko czas
pozwoli.
Podsumowując, był to ciekawy, różnorodny i (pod kątem organizacyjnym) udany festiwal. Niestety
Konkurs Główny był przedobrzony, było tego po prostu za dużo, i niektóre nazwiska spokojnie mogły
się tam nie znaleźć, a i tak zaistniałyby w pokazach specjalnych, a potem w kinach (ale to oczywiście
moje zdanie).
Werdykt jury widocznie miał mocne podstawy i powody… no i co z tego, że ludzie myślą, mówią i
czują inaczej? Oni mają iść do kina, a nie komentować i się wymądrzać…
A tak na przyszłość, powyższy cytat Janusza Majewskiego powinien dotrzeć do wszystkich twórców
na tym festiwalu, szczególnie do tych bardzo młodych (KMK/KFFK), bo nas i siebie zamęczą
kiedyś… Niepotrzebnie. Tym bardziej, że na tym festiwalu pokazano, iż można o ciężkich tematach
opowiedzieć lekko.
Na koniec taka dodatkowa refleksja… Od lat ten festiwal (a raczej jego forma) ucieka od ludzi, czyi
zwykłych widzów. W tym roku zamknął się już totalnie w „trójkącie bermudzkim”: Teatr Muzyczny,
Hotel Mercure Gdynia i nowo otwarte (bardzo ładne i potrzebne) Gdyńskie Centrum Filmowe.
Multikino było już zwykłym kinem z projekcjami (z naprawdę paroma wyjątkami), a spotkania z
twórcami (niestety w większości) dla wybranych – a jak wiemy, z tymi różnie bywa…Wielka szkoda,
że twórcy i odtwórcy odwracają się od nas, zwykłych miłośników filmu, którzy przecież do kin
chodzą, nabijają kasę i oglądalność i bez nich nie byłoby sensu kręcić, bo dla kogo? I nie mówię tu o
łowcach fotek i autografów (bo ci powinni być zadowoleni biegając całymi dniami po chodnikach i
trawnikach wspomnianego już trójkąta), tylko o świadomych widzach, hobbystach, pasjonatach,
którzy lubią dyskutować, pytać i poznawać…
Tym bardziej się cieszę, że w tym roku zainwestowałam w akredytacje (tak, nie jest darmowa) i
byłam jedną z „uprzywilejowanych” i zaakceptowanych (chociaż wolałabym się z tą grupą do końca
nie utożsamiać, poza wspólną plakietką na szyi). Ale za to wielkie dzięki składam raz jeszcze:
Danielowi Stopie – bez niego by mnie tam w takiej roli nie było, oraz Annie Wróblewskiej – która
cudownie to wszystko ogarniała (szczególnie w bardzo ciężkim i smutnym ostatnim dniu), i mimo
nawału pracy oraz mojego „dziewiczego” nieogarnięcia w tym temacie, nie dała mi odczuć, że ja nie
TVN tylko „jakieś” TBK. Za to miała morze cierpliwości i przychylności dla każdego, po równo. Nie
wiem jak można było mieć do niej o cokolwiek pretensje, a byli i tacy „pismacy”.
Do zobaczenia za rok! Kto wie, w jakiej formie, czas pokaże… [d]