niedziela, 11 grudnia 2016

Dandy Warhols: Distortland

Generalnie nie trzymam... nie, nie moczu, i nie chodzi wcale o to, że pewna firma wyłożyła pewną ilość gotówki, pod stołem i bez podatku, żeby ich produkt zareklamować.
Nie trzymam ręki na pulsie, jeśli chodzi o nowe płyty kapel, które kiedyś robiły na mnie wrażenie. Wczorajszy wpis o The Coral? Czysty przypadek, choć miło było powspominać.
The Dandy Warhols w pewnym momencie mojego życia byli zespołem, bez którego nie wyobrażałem sobie dnia, a jednak, po wyuczeniu się ich wszystkich kawałków na pamięć, poszli w odstawkę.
Aż do niedawna, kiedy to, przypadkiem, pojawili się ponownie na playliście, bo może i heroina jest passé, ale niektóre utwory zawsze pozostaną dobrymi kompanami podróży.
Posłuchałem tego i owego, po czym postanowiłem sprawdzić co obecnie Courtney Taylor-Taylor i spółka porabiają.
No i zdziwienie - jest nowa płyta, wydana na początku tego roku. You Are Killing Me wchodzi całkiem przyzwoicie, nie ma czego się wstydzić, nieco gorzej w przypadku Catcher In The Rye, z dziwnym teledyskiem. STYGGO jest ok, nawet bardzo ok, ale czegoś mu brak - a może wręcz przeciwnie - wszystko jest na swoim miejscu, tak jak już wcześniej bywało.
Ostatni z singli, Semper Fidelis, robi robotę - stare Dandy Warhols płynie sobie w typowy sposób, ale coś tam w tle dodaje odrobinę niepokoju. To lubię.
W oczekiwaniu na przypływ funduszy, co by całą płytę nabyć, single nieco zaostrzają apetyt, ale chyba nie na tyle, by z zachwytu sikać po nogach, ale nawet gdyby tak było, to z łatwością można by z tym żyć, dzięki pieluchomajtkom chińskiej firmy Szczajgdychcesz - już wkrótce dostępnym w dobrych sklepach na terenie Polski.
Dzień dobry? [b]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz