> recenzje filmów,
> analizy seriali,
> biografie i filmografie twórców,
> newsy okołofilmowe,
> najgorsze filmy świata,
> czasem coś o muzyce,
> co tam nam jeszcze wpadnie do głów.
Zapraszają Michał Miller i Marek Szczepański.
> recenzje filmów,
> analizy seriali,
> biografie i filmografie twórców,
> newsy okołofilmowe,
> najgorsze filmy świata,
> czasem coś o muzyce,
> co tam nam jeszcze wpadnie do głów.
Zapraszają Michał Miller i Marek Szczepański.
Michał: Każdy film jest dobry, żeby wrócić do kina po prawie półrocznej przerwie, a my trafiliśmy chyba na najlepszy możliwy. Po pierwsze, to komedia o pętli czasowej, po drugie, to komedia o pętli czasowej, po trzecie, to komedia o pętli czasowej... Chyba wiecie, gdzie to zmierza. Porozmawiajmy zatem o „Palm Springs” w reżyserii Maxa Barbakowa, które w lutym 2021 przywitało nas ciepło w łódzkim kinie Charlie.
Marek: Być może myślicie: "komedia o pętli czasowej? Nie interesują mnie kopie ‘Dnia Świstaka’, nie będę oglądać, nie lubię świstaków". Jeśli tak jest to "wstrzymajcie swoje konie" i uruchomcie pokłady lewej półkuli. Sam fakt, że Andy Samberg zdecydował się brać udział w tym projekcie powinien głośno mówić, że nie będzie to piąte grzanie tego samego kotleta w wodzie po kisielu. Tak, na tym zbuduję swoją tezę.
Michał: Samberg, czy to solo, czy ze swoją grupą The Lonely Island, lubi wziąć znany motyw na warsztat i pobawić się nim, wyciskając wszystkie gagi. Podobnie jest tutaj – elementy, które w naszej zbiorowej świadomości najskuteczniej utrwalił wspomniany „Dzień świstaka”, zostały poprzestawiane jak klocki. Tym sposobem film wrzuca nas w środek fabuły, która dla Nylesa (Samberg) odkryła już dawno wszystkie karty. Utknął na weselu w Palm Springs jako osoba towarzysząca, dziewczyna go zdradza, a para młoda nawet go nie zna. I tak codziennie. Wyeksplorował już ten dzień, jak ulubioną mapę w GTA. Znudzony powtarzalnością, beztrosko korzysta z imprezy, którą zna na pamięć. Aż któregoś z tych samych dni, przez zabawny zbieg okoliczności, dołącza do niego Sarah (Cristin Milioti) i razem starają się przerwać cykl.
Marek: Napisałeś o zbiegu okoliczności i tak sobie myślę, że to jest temat tak obszerny, że nie jedną stronę można wypełnić. Nie wiemy jak długo Nyles zmaga się z pętlą (on sam nawet nie pamięta) i podoba mi się, że twórcy to tak zostawili. Tylko czy w ich sytuacji było to takie przypadkowe? Z pewnością pierwszą rzeczą, jaką robisz po trafieniu do pętli czasowej NIE JEST nagła i lustrzana zmiana swoich dotychczasowych zachowań. Chcesz najpierw przeprowadzić jakąś analizę, rozeznać się w konsekwencjach zanim wydziarasz sobie ultimate tramp stamp na lędźwiach. Ciekawe ile mu zajęło dostrzeżenie Sarah; ciekawe kiedy stanął przed ścianą pełen rezygnacji i stwierdził, że wszystko jest bez sensu, a jedyną opcją jest skrajny nihilizm. Mógłby tak żyć jeszcze dłuuuugi czas, gdyby nie ten niepodważalny i całkiem zabawny przypadek. Wyobraź sobie, gdzie wszystkie pary by były, gdyby nie przypadkowe wejście w jaskinię horyzontu zdarzeń... Ten moment w filmie, nie dość, że był kluczowy, bo nadał filmowi tempa, to jeszcze bardzo symboliczny – oto dwie dorosłe osoby wchodzą w nieznane i starają się ujarzmiać chaos razem. Brzmi znajomo? Powinno!
Marek: 2014 dzwonił i pytał o Michała! Tak, utalentowana i urocza Cristin tutaj się pojawia i wraz z Andy’m, jak to określiłeś, przekonują nas do monogamii – dodam, że robią to z wyczuciem i inteligentnym jajem. Powiedziałbym, że to Nyles wprowadza do świata, a Sarah nadaje mu barw, sprawia, że już nie jest taki sam. Scenariusz robi robotę, bo nie dość, że przedstawia historię zmodyfikowaną w granicach kanonu (widz może się odnieść do takich zjawisk jak pętla czasu), to docenia widza i jego inteligencję (nie wszystkie aspekty opowieści są oczywiste, a niektóre są tak oczywiste, że nie potrzebują komentarza). Kimkolwiek jesteś (czytelniczko/ku), wiedz, że jest w tej opowieści dużo tego, co już poznałaś/eś i kilka poszerzających Twój obraz nowości. Wszystko w towarzystwie widzianych, polubionych wcześniej twarzy (J.K. Simmons, Peter Gallagher czy Dale Dickey) i w trakcie przystępnej dla Ciebie fazy dystrybucji – no, może jak znowu otworzą kina.
Michał: Z tymi kinami będziemy niestety musieli pewnie jeszcze poczekać, ale „Palm Springs” z pewnością trafi niedługo na platformy streamingowe. A wtedy będzie idealnym seansem na romantyczny wieczór lub jako przypomnienie, że istnieje gdzieś wyjście z naszej zapętlonej pandemicznej rzeczywistości.
Zdałem sobie ostatnio sprawę, że dobiega końca luty 2021, a ja nie podsumowałem jeszcze roku 2020. Nie zdziwiło mnie to wcale, ponieważ w kategorii najlepszych wydarzeń zeszłego roku wygrywają bezkonkurencyjnie narodziny mojego pierworodnego syna. Jednak stąd bierze się też kompletny brak czasu na wszelkie podsumowania. Dlatego nie będę tracił go na przydługie wstępy.
Ubiegły rok nie rozpieszczał nas w doświadczenia kinowe i zanim przystąpiłem do układania zestawienia najlepszych filmów 2020 roku, byłem przekonany, że zdominują je platformy streamingowe. Tymczasem patrzę na tytuły i z (pozytywnym) zaskoczeniem stwierdzam, że, prócz jednego, są to filmy kinowe i festiwalowe. Wniosek jest delikatnie kojący: możemy przeczekiwać tę pandemię na Netfliksie, HBO czy Prime Video, ale spokojnie – kino musi wrócić.
Mój subiektywny ranking sześciu najlepszych filmów, które miały polską premierę lub premierę festiwalową w 2020 roku, w kolejności zobowiązującej:
1. Relikt / Relic [kino]Po wyjściu z kina w listopadzie 2020 pomyślałem sobie, że to będzie najlepszy horror roku. Tymczasem wykiełkował on w mojej głowie i rozwinął się w najlepsze, co widziałem na ekranie w ogóle w zeszłym roku. „Relikt” to film przytłaczający, duszny i przerażający, ostatecznie dojmująco smutny i w jakiś sposób kojący. Debiutująca w pełnym metrażu Natalie James stworzyła dzieło wielkie, ważne i kompletne, a jego trzeci akt to mistrzostwo świata w horrorze. Masz moją uwagę, Natalie.
2. Nieoszlifowane diamenty / Uncut Gems [Netflix]
Po prostu żywioł! Od otwierającej sceny przypominającej początek „Egzorcysty”, przez jelito Adama Sandlera, przez nerwówkę na ulicach Nowego Jorku, po finałowy wstrząs – ten diament to rzadki okaz i jest bardziej oszlifowany niż wam się wydaje. A pominięcie przez tetryków na Oscarach tylko dodaje mu kultowości.
Co za wspaniały i potrzebny film, z własnym charakterem i zdaniem, a przy tym propagujący szacunek dla zdań innych. „Święta Frances” to historia trzydziestokilkuletniej Bridget, która zachodzi w niechcianą ciążę i zatrudnia się jako opiekunka małej Frances, córki dwóch lesbijek. Jeśli brzmi jak niedzielne kino familijne lub dołujący dramat społeczny, to wiedzcie, że tak nie jest. Ten film jest zabawny jak Apatow, prawdziwy i aktualny jak problemy, z którymi się mierzy i wzruszający jak dawno nic. Kelly O’Sullivan napisała scenariusz i wspaniale zagrała rolę główną – warto mieć na nią oko.
4. Tenet [kino]
Jak to bywa u Nolana, postaci są cienkie, a dialogi ekspozycyjne i to może oczywiście niektórym przeszkadzać w odbiorze. Ja kompletnie nie mam zamiaru się tym martwić, bo dzieje się tu jak nigdy wcześniej. „Tenet” trafił na najtrudniejszy czas na premierę, na dodatek dostał plecak pełen kamieni na plecy i wio, na lekcję. Oczywiście nie zbawił przemysłu w środku pandemii, ale Nolan niepotrzebnie podpisał się pod tym sztucznie narzuconym celem, żeby zrobić z filmu jaskółkę nadziei. Odwróciło to uwagę od faktu, że mamy do czynienia z kolejnym z cyklu jego skomplikowanych, lecz precyzyjnych, całkowicie oryginalnych blockbusterów. Gigantyczny koncept wewnątrz spy movie, podparty hard sci-fi – to jest KINO!
5. Niewidzialny człowiek [kino]
Przed lockdownem i pierwszym zamknięciem polskich kin, na dużym ekranie można było obejrzeć chyba najlepsze podsumowanie nastrojów społecznych ostatnich lat. „Niewidzialny człowiek” wykorzystał znany motyw i przedstawił go jako czytelną (żeby nie powiedzieć: przejrzystą) metaforę dotychczasowej sytuacji ofiar molestowania i bezkarności napastników, a całość kończy mocno: buntem i desperacką walką o swoje. Whanell napisał kapitalny scenariusz i zaskakująco dojrzale go wyreżyserował. Wyszedł z tego popcorniak z ambicją i stylem – w pełni wyciśnięte, złożone doświadczenie horrorowe, które podchodzi mądrze do aktualnego tematu. Elisabeth Moss w trybie podręcznej jest oczywiście niezawodna.
6. Babyteeth [Kamera Akcja]
Niby szablon kina o śmiertelnie chorej nastolatce, a gdzieś obok szablonu. „Babyteeth” ogląda się z wielką przyjemnością, choć niesie ciężki ładunek emocjonalny. Wielka to zasługa aktorów, muzyki, stylu i życia, które w historię tchnęła reżyserka.
Pozostałe najlepsze w kolejności alfabetycznej:
Jak najdalej stąd [kino]
Piotr Domalewski wrócił z drugą kameralną obyczajówką, którą można traktować jako siostrzany spinoff debiutanckiej „Cichej nocy”. Naturalne, przejmujące, dojrzałe kino. Łezka uroniona i małe katharsis na deser. Zofia Stafiej świetna!
Kolacja po amerykańsku / Dinner in America [Splat!FilmFest]
Światełko pośród mroku, jaki wypełnił ubiegłoroczną edycję festiwalu Splat. Cudownie bezpośredni, słodko-gorzki i przezabawny punkowy romans o akceptacji swojego outsiderstwa. Czad!
Marianne i Leonard: Słowa miłości / Marianne & Leonard: Words of Love [American Film Festival]
Druzgocąco romantyczny obraz toksycznej miłości artysty z perspektywy jego muzy. Cohen wychodzi tu na zagubionego egoistę, ale melancholia jego muzyki brzmi wspaniale.
Może pora z tym skończyć / I’m Thinking of Ending Things [Netflix]
"Lubię podróżować, żeby przypomnieć sobie, że świat jest większy niż wnętrze mojej głowy". W tej głowie jest na zmianę intrygująco, niepokojąco i przygnębiająco. Charlie Kaufman tym razem adaptował gotowy materiał – książkę Iaina Reida – ale efekt jest iście kaufmanowski, z zaskakującym horrorowym twistem. Nie wszystko rozumiem, tak samo jak ktoś inny nie zrozumiałby do końca mojej głowy. Wiem na pewno, że będę wracał.
Na wiarę. Egzorcysta Williama Friedkina / Leap of Faith [Splat!FilmFest]
Alexandre O. Phillipe raczy nas kolejnym świetnym wideoesejem o kolejnym arcydziele kina i artyście za nim stojącym. Fascynująca gadana analiza „Egzorcysty”, która prowadzi z Hollywood, przez piekło, aż do Zen.
Possessor [kino]
Cronenberg Junior serwuje koncept jak z Nolana, ale podaje go na ostro, całkiem w stylu taty. Niezwykle intensywne doznania. Chce się więcej.
Saint Maud [kino]
Fanatyzm pożera wszystko. Ależ mnie ten film zaniepokoił i wystraszył! A mieszkam w Polsce… PS. Dawno nie słyszałem tak mrożącej krew w żyłach muzyki.
Smutna żaba / Feels Good Man [Splat!FilmFest]
Fascynująca historia mema, który został nazistą, a finalnie kontemplacyjny dokument o puszczeniu swojego tworu w świat i pogodzeniu się z tym, na co nie mamy wpływu.
VHS Andy / Rent-A-Pal [Splat!FilmFest]
Toxic buddy movie. Z marzenia introwertyka w koszmar każdego, czyli transgresyjny horror, na zmianę niepokojący i smutny, z jednym z oryginalniejszych filmowych villainów.
Michał Miller
New Beverly jeszcze jako klub nocny |
Tarantino i Bong Joon-Ho przed New Beverly |
Program New Beverly na luty 2017 |
VHS Hell |