Świetne połączenie czarnego lub bardziej czarnego humoru z mroczną opowieścią o duchach można spokojnie postawić obok wczesnych dokonań Tima Burtona. Michael J. Fox w swojej ostatniej głównej roli dostarcza pogromcę duchów z charakterystycznym urokiem Marty’ego McFly i brakuje tylko, żeby wykrzyknął nagle „Doc!” (a podobno na planie „Przerażaczy” zdarzało mu się omyłkowo nazywać tak ekranowych partnerów). Pomysł medium wykorzystującego swój dar i 3 zaprzyjaźnione duchy w celach czysto zarobkowych spodobał się bardzo Robertowi Zemeckisowi, który dał zielone światło na film pełnometrażowy po początkowych zakusach na zrobienie ze scenariusza kolejnej części „Opowieści z krypty”. Komediowe zawiązanie przeradza się z czasem w nieprzewidywalne kino grozy, gdzie znajdziemy takie evergreeny jak psychopatę, opuszczony szpital psychiatryczny i wywołującą ciarki kostuchę.
Widoczna wyżej okładka "Przerażaczy" wabiła mnie swoim wdziękiem z niższej półki wypożyczalni kaset. Zebrałem te 3 złote i wrzuciłem vhs-a, aby doświadczyć zaskakującego połączenia strasznego, i do tej pory zakazanego, świata dla dorosłych z dziecinną zabawą. A bawiłem się jak prosiak. Wejście w horror pierwszym krokiem w dorosłość? Też można. Nie wiedziałem wtedy, że za wszystkim stoi cherubinowy nerd, który w swojej piwnicy już budował imperium swojej, a wkrótce i masowej, wyobraźni.
Studio wybrało „Przerażaczy” na letniego blockbustera i wypuściło do kin, aby konkurował z „Dniem Niepodległości”. Wiadomo, kto wygrał w dolarach. Jackson wyciągnął z tego lekcję i z następnym jego blockbusterem już nie sposób było wygrać.
I przy okazji – przydałoby się wznowienie „Przerażaczy” na dvd/blu-ray, bo nie sposób nigdzie ich znaleźć. A kiedy lepiej jak nie teraz, panie dystrybutorze? [m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz