wtorek, 9 grudnia 2014

Studnia / The Well

Film będzie prezentowany w programie Black Bear Filmfest w Warszawie w środę 10 grudnia.


Apokalipsa wyszła z deszczem, a post-apokalipsa przyszła z jego brakiem w „Studni” Thomasa S. Hammocka. Nie uświadczymy tu obrazów zagłady, jedynie wszechogarniającą pustkę, suszę i nieurodzaj. Pośród tego krajobrazu wyludnionej doliny, przez którą być może płynęła kiedyś rzeka lub w której jezioro sprowadzało okoliczne rodziny w leniwe niedziele, dwoje młodych ludzi ukrywa się na strychu zrujnowanego już domu korzystając z ostatniego podziemnego źródła wody. Problem w tym, że dolina, a co za tym idzie – woda, jest własnością Carsona, człowieka bezwzględnego, który nie pozwoli wyczerpywać swoich zasobów nikomu innemu niż członkom stworzonej przez niego społeczności. Dlatego niczym samozwańczy szeryf przemierza dolinę ze swoją watahą składającą się z jego ponętnej ognistowłosej córki, księdza ze strzelbą i minionów wyposażonych w butle z gazem. Uciekać przed nimi lub stawić im czoła – tylko taki wybór będą mieli Kendal i Dean.


Kino post-apokaliptyczne przyzwyczaiło nas do dużej skali rodem z „Mad Maxa”, „Planety małp”, „Matrixa” czy choćby „Wodnego świata”. Dobrze zobaczyć film będący na drugim końcu tej skali, bo „Studnia” pachnie bardziej filmem niezależnym o niezbyt wysokim budżecie. Nie bójcie się jednak tych słów, gdyż twórcom nie brak pomysłów w zabawie z formą – mamy tu western, thriller, kino akcji, a nawet pojedynek na samurajskie miecze! Mieszanka to na tyle intrygująca, że przez półtorej godziny seansu nie nudziłem się ani chwili, więcej – czułem się entertained, z braku dobrego polskiego odpowiednika (brak ten, swoją drogą, trafnie podsumowuje ważniacką konwencję większości naszego rodzimego kina). Inna sprawa, że te pomysły są często zapożyczone z różnych światów, może nie ze słynną gracją Tarantino, ale nadal dobrze się to wszystko ogląda.

Hammock do tej pory pracował nad scenografią m.in. do „Terminalu” Spielberga oraz do „Następny jesteś ty” i „Gościa” Adama Wingarda, który z kolei pomógł „Studnię” zmontować. Można by się spodziewać, że dotychczasowe doświadczenie scenografa dużo wniesie do jego debiutu reżysersko-scenariuszowego, jednak świat przedstawiony nie zawsze wygląda przekonująco. Czasem, jak w przypadku domu bohaterów czy innych ruin i wraków pozostałych w dolinie, jest dobrze i magia działa. Ale innym razem zdarzy się scena, w której dziewczyna z zaskakującą łatwością ucieka przed złymi ludźmi, a my widzimy fragment krajobrazu, który nijak nie pozwoliłby jej się nigdzie przed nimi ukryć. Operator próbuje to zamaskować uciętymi ujęciami i kadrowaniem, ale po jej ewidentnie sfingowanej ucieczce pozostaje niedowierzanie. Jest to też czasem wina scenariusza, który zmierza od punktu A do punktu B i nie zatrzyma go żaden wybój na drodze. Dziewczyna ma się dostać do obozu tych złych, bo wtedy będzie musiała z niego uciec, żeby wtedy…


Wspomniałem o operatorze, a powinienem oddać mu to, co się należy, bo Seamus Tierny skomponował bardzo ładne zdjęcia. To samo się tyczy Craiga Deleona i jego muzyki. Obaj panowie są jeszcze nieznani, ale to się powinno niedługo zmienić. Słowo jeszcze o aktorach, ponieważ, jak to często bywa, czarne charaktery wygrywają w walce o naszą uwagę. Carson w wydaniu Jona Griesa jest przekonującym połączeniem szefa korporacji z bandziorem z zasadami (bo w rzeczywistości szef korporacji jest zazwyczaj bandziorem bez zasad), a Nicole Fox jako Brooke jest typem córeczki wysoko postawionego tatusia, która jednak ma własny głos, a ten aż woła o większa rolę w filmie. Małym odkryciem natomiast jest Max Charles, dzieciak przewijający się w filmie i kradnący każdą scenę – dla mnie bez dwóch zdań kolejny Macaulay Caulkin albo Haley Joel Osment.

Często się zdarza, że mainstream wyznacza popularne kierunki dla kina gatunkowego, które automatycznie uważane jest za to gorsze. Niesłusznie, bo to ci niezależni twórcy pokazują kreatywną twarz gatunków eksploatowanych w box office. „Studnia” może nie jest głęboka i swoje niedociągnięcia ma, ale jako stylowy kawałek fikcji recyklingujący inne kawałki – daje miło po twarzy.
[m]

The Well
2014, USA, 95 min.
reż. Thomas S. Hammock


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz