czwartek, 1 stycznia 2015

Prawie rok bez, jak to się teraz nazywa, analogowego papierosa. No dobra, pod koniec stycznia dopiero by to prawie rok był, bardziej w połowie lutego, z małą przerwą tu i ówdzie, niemniej jednak w 12 miesięcy wypaliłem mniej niż dotychczas w ciągu jednego dnia wypalałem.

Dziś jednak wyciągam zapalniczkę z szuflady, zapalniczkę specjalnie zachowaną na okazję taką, jak ta.

No to może od początku albo od jakiegoś momentu, skąd da się to wszystko logicznie ułożyć.

Ubrany w całkiem nieźle wyglądający mundur policyjny wracam w kierunku domu. Na dworcu pani w informacji jest niezwykle uprzejma, równie uprzejmy był pan w taxi, nie odpalił taksometru, za 10 złotych polskich zrobił kurs wart co najmniej dwa razy tyle.

W autobusie szybko zaprzyjaźniam się z gościem, który musi, ale to absolutnie musi się napić, nawet jeśli mu dam mandat. Mówię mu, że autobus to nie miejsce publiczne, czym zdobywam jego serce oraz udziały w butli podłego 'szampana'.

Wysiadam z autobusu, szybko pozbywając się widocznych części kostiumu. W samą porę, oto bowiem nadciąga tłuszcza, nie chce mi się nawet zgadywać którą to 'jedyną właściwą' drużynę reprezentują, a że dzielnica, w której jestem leży na granicy wpływów, szanse na właściwą odpowiedź są zaledwie połowiczne, uprzedzam zatem atak, krzycząc 'Chwała Wielkiej Polsce' - kto dziś nie jest patriotą? I już jestem swój, ale czasu nie marnuję, nie zatrzymuję się, idę dalej.

Stop. Cięcie. Retrospekcja.

Zaledwie kilka godzin wcześniej dolewam wódki do drinka, bo zbyt słaby był - ledwie pół na pół. Na karku czuję już oddech dnia następnego, a ja wciąż jestem trzeźwy jak świnia. Z pełną premedytacją ładuję się do łóżka, które do mnie nie należy, tak dla legendy, żeby można było poopowiadać, jak to kiedyś ten właśnie łachudra, moczymorda, opój, ochlapus zamroczony trunkami, w nadmiarze spożywanymi, taką to oto psotę uczynił. Idzie całkiem nieźle.

Robimy kilka kroków wstecz jeszcze, i oto do sedna sprawy docieramy. Blast from the past czyli sytuacja, kiedy dawno już zapomniane wydarzenia z przeszłości dopadają nas w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Na przykład szkolna miłość, od lat nie widziana, zapomniana już w sumie, dzwoni nagle by powiedzieć - wyszłam za mąż, ale właśnie wracam - co z tym zrobimy? Nie mówię, że tak było, nie twierdzę, też że się to nie wydarzyło - coś jednak się stało - stoję tu, przy oknie, za firanką, którą udało mi się jakiś czas temu w końcu doprać z nikotynowych śladów.

I zaraz zacznę ją barwić na nowo. [b]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz