wtorek, 6 stycznia 2015

Historia ta jest prawdziwa, choć ja tylko ją opowiadam - mógłbym, co prawda, przywłaszczyć ją sobie, ale cóż by to zmieniło? Autor pozostaje pogrzebany w przeszłości, historia zaś żyje dalej, przybiera nowe kształty, dostosowuje się do czasów, w których przychodzi jej być opowiadaną.

Poza tym nie znoszę palantów, którzy za wszelką cenę chcą zabłysnąć, wchodzą więc w czyjeś buty, ściemniają, że sami tam właśnie byli, wódkę pili, blanty palili i po wszystkim z tym czy owym piątkę przybijali. Słabe.

Znacie ten typ - na grób matki gotów jest przysiąc, że na własne oczy widział, jak to z pewnego centrum handlowego jakiegoś dzieciaka próbował pewien znany pedofil uprowadzić.

Albo podobny mistyfikator (na marginesie, postuluję o zalegalizowanie słowa "mistyfikant" - brzmi, jak dla mnie, lepiej) - słyszy historię typu "na dyskotece jakiś fajansiarz próbował mnie załatwić tulipanem, ale jakoś się odwinąłem i ochrona frajera wywlokła" - co się dzieje trochę później? Słyszymy powiastkę w stylu "byłem na dyskotece, pięciu kolesi uzbrojonych w maczety i łańcuchy próbowało mnie załatwić, skopałem im dupy, po czym ochroniarze dziękowali mi za uratowanie życia" - to z opowieści pewnego znajomego, jedynego superbohatera, jakiego osobiście poznałem.

Osobna kategoria to erotoman gawędziarz. Ale o nich innym razem, zbyt wiele historii, za mało czasu.

Wracam do punktu wyjścia - historia prawdziwa, tak serio.

Nieco już po południu, bohater nasz, niczym Gary Cooper, wkracza na tereny wrogie mu - idzie odebrać swego potomka z przedszkola. Nie muszę wyjaśniać, ile niebezpieczeństw niesie ze sobą taka misja.

Tam własnie, na dzikich terytoriach, zastaje taką oto scenę: pociecha jego ściga jakieś młode dziewczę, krzycząc przy tym wniebogłosy "Oddaj mi się". Cóż - myśli nasz bohater - przerósł tatusia, brawo synu.

Nie wie jeszcze, że to, co słyszy, nie jest wcale tym, co mu się wydaje.

Latorośl jego krzyczała "oddaj misie", bo koleżanka, złośliwa bestia, jakoweś pluszaki mu zajumała była.

Tak bywa, czasem nasze rozumienie ze słuchu słabo wypada, przez nasze wewnętrzne filtry doświadczeń, oczekiwania co do tego, co usłyszeć mamy. A i interpretacja z kontekstu zawodzi dosyć często.

Tak jest też z kawałkiem prezentowanym poniżej - Peter Perrett - sławetny, domniemany, heroinista, antybohater - jak już coś pisze, to musi być o dragach. A może to tylko kawałek o tym, że nie wszystkie kobiety są z Wenus? Może każda z nich jest z zupełnie innej bajki?

Czemuż by nie? [b]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz