Tarantino pisał Inglourious Basterds prawie 10 lat natchnięty swoją kinofilską miłością do filmu Enzo G. Castellari’ego z 1978 roku o tym samym tytule, tyle że pozbawionym błędów (a przy okazji, QT odmawia tłumaczenia się z błędów w swoim tytule mówiąc, że czasem lepiej nie wiedzieć). Oryginał wydany był również pod tytułami mającymi przypominać inne filmy: Deadly Mission, The Dirty Bastard (oba mające odwołać się do Parszywej dwunastki), Hell's Heroes (à la Hell is for the Heroes, starring Steve McQueen) i G.I. Bro (wiadomo), zależnie od dystrybutora. Sam Castellari, przez ostatnie lata tani reżyser telewizyjny, został unieśmiertelniony nie przez swój film, ale właśnie przez Tarantino. Pojawił się na ekranie w Bękartach wojny, w tle słynnej i przezabawnej sceny z udawanym włoskim akcentem Aldo Raine’a i spółki. Brad Pitt nawet przedstawia się jego prawdziwym nazwiskiem – Enzo Girolami – a ten, jakby przywołany, odwraca głowę. Zwróćcie zresztą sami uwagę na niskiego, siwo-łysego oficera z tyłu: https://www.youtube.com/watch?v=q8rPYZ85Fu4
[m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz