Po pierwszym rozdaniu Festiwalu Kamera Akcja u mnie już dwa na dwa: dwie premiery i
obie kapitalne. Pierwsza to fantazje szwajcarskiego prywatnego detektywa, a drugi mógł zrobić Scorsese, gdyby mieszkał w Argentynie.
Festiwal rozpoczęła niezwykle przyjemna, lekka, zwięzła i
zabawna ceremonia otwarcia – luz na scenie przypomina, że Festiwal został stworzony
przez miłośników kina dla miłośników kina. Pierwszy na ekranie pojawił się Alojzy (Aloys),
świetnie wyreżyserowana, nakręcona i zagrana psychologiczna opowieść o
prywatnym detektywie, który po utracie ojca traci kontakt ze światem, ale nawiązuje
zbawienną więź z tajemniczą kobietą nękającą go telefonami. Z początku film
chce nas wciągnąć w swój świat jak rasowy kryminał – mamy prywatnego detektywa
śledzącego parę kochanków, podsłuchy i nagrania video, tajemnicze telefony,
podejrzenia co do tożsamości rozmówczyni i próby jej odnalezienia. W momencie,
kiedy oczekujemy od kryminalnej historii wkroczenia na teren thrillera, Alojzy
zmienia kierunek i traktuje nas romantycznym komediodramatem o wychodzeniu z
traumy. Druga połowa filmu to zderzenie rzeczywistości z fantazją dwójki
bohaterów, co jest okazją do twórczej zabawy z celuloidową materią, a
wyobraźnia reżysera Tobiasa Nölle co rusz podsuwa oryginalne pomysły i rysuje
piękne kadry. Nagroda FIPRESCI w Berlinie.
Drugi film to zupełnie inny świat: przestępczy, okrutny i
pozbawiony kręgosłupa moralnego. Fabuła El Clan Pablo Trapero rozgrywa się w latach
80. w Argentynie, gdzie świeżo wywalczone przemiany ustrojowe nie zdążyły jeszcze
przynieść przemian mentalnych. To prawdziwa historia tytułowego klanu Puccio –
rodziny, która za fasadą przeciętności kryła mroczne oblicze porywaczy, złodziei
i morderców. Głową klanu jest leciwy Arquimedes, który z wyglądu przypomina
stałego klienta okolicznej apteki. Uwierzyć by można, gdyby powiedział: „tyram
27 lat pod tym zegarem”, a z przestępczością „miałem tyle wspólnego, co z Mercedesami,
czyli nic”. Jednak to on twardą ręką rządzi domostwem, w którym przed rodzinną kolacją
odmawia się modlitwę przy stole, a przed modlitwą karmi się krzyczącą ofiarę
przykutą do wanny w łazience. Córka udaje, że krzyków nie słyszy, matka usuwa
się w cień, młodszy syn łapie okazję i wyjeżdża za granicę, a starszy syn
przeżywa dylematy. Dynamika między członkami rodziny jest intrygująca, akcja nie
pozwala się nudzić, a całość przypomina film Martina Scorsese do tego stopnia,
że wyczekujemy aż Rolling Stones zaczną grać Gimme Shelter.
Trwa dzień drugi Festiwalu – dzisiaj m.in. polski Kamper,
Belgica nagrodzona za reżyserię w Sundance, Edelry Dumały i spotkanie z twórcą,
krwawa mary z Dzikiego Zachodu, czyli Bone Tomahawk (pisałem już o nim tutaj: www.totalnybrakkultury.blogspot.com/2016/01/top-2015.html)
i wiele więcej.
[m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz