środa, 31 stycznia 2018

[m]ój top 2017

20th century women
Jak każdy na weselu kiedyś podśpiewywał: Niech żyje wolność i swoboda! Mike Mills zabiera nas w emocjonalną podróż do schyłku lat 70, w świat peace & love. Zamiast jednak bawić się nostalgią, Mills rysuje uniwersalny i głęboko humanitarny portret czasów, ludzi i emocji. Niezwykła przyjemność.

Baby Driver
Kolejna petarda od Edgara Wrighta! Film, który obejrzę jeszcze nie raz. Heist movie i młodzieżowe Drive w jednym odjechanym, 2-godzinnym teledysku. Muzyka! Angel! Spacey! I najlepsze użycie palety barw na taśmie filmowej w 2017 roku. Wright sam powiedział kiedyś, że jego postaci są łatwe do namalowania – tak jest i tym razem, bo „Baby Driver” mógłby być stylowym, pełnym żywych kolorów komiksem.

Brawl in Cell Block 99
Dwa lata temu typowałem w topie (topowałem?) „Bone Tomahawk” S. Craiga Zahlera. W 2017 Zahler powrócił ze swoim drugim filmem i nie mam wyjścia… „Brawl in Cell Block 99” już swoim tytułem mówi czym jest i ani przez chwilę nie zbacza z drogi eksploitacji. To obraz znacznie inny niż horror-western, którym Zahler debiutował; to też film inny niż inne. To seventisowo-ejtisowe szaleństwo z prawym i sprawiedliwym bohaterem, oszczędnymi dialogami i wylewnymi pojedynkami na pięści zamknięte w puszce grindhouse’u. Najbliższy Zahlerowi AD 2017 nie jest jednak Tarantino, a Refn.

Cicha noc
Kolejny smutny obraz polskiego zaścianka? Właśnie, że nie. Film Domalewskiego wyróżnia się, choćby na tle filmów Smarzowskiego, ciepłym, ale nadal realistycznym spojrzeniem na swoich bohaterów. „Cichą noc” wypełniają nie idee, ale prawdziwi ludzie, na których nam zależy i emocje, które znamy. Napisane, zainscenizowane i wygrane bez żadnej fałszywej nuty.

Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie
Obserwacje społeczne pod płaszczem gadanej komedio-dramy. Kiedy podczas spotkania przy stole grupa znajomych wyjmuje telefony na stół, wszystkie małe i duże sekrety zaczynają wybrzmiewać z dzwonkami. Zabawne, świetnie napisane dialogi, fantastycznie odegrane przez aktorski ensemble prowadzą do inteligentnej puenty o nas samych AD 2017. Jak pyszna kolacja w gronie dobrych znajomych.

Dunkierka
Nolan znów to zrobił, tym razem odchodząc od blockbusterowej widowiskowości na rzecz realizmu wojny. „Dunkierka” jest plastyczna jak obrazy Charlesa Cundalla, którymi reżyser się inspirował, a jednocześnie prawie paradokumentalna, do tego stopnia, że w każdej chwili oczekiwałem narratora z offu i prawdziwych zdjęć z pola bitwy. Natomiast scenariuszowy zabieg trzech linii czasowych to nadal czysty Nolan.

Florida Project
W dobie nostalgicznych powrotów do dzieciństwa Sean Baker pokazuje nam światek taniego motelu na Florydzie widziany oczami najmłodszych. Społeczność tam mieszkająca jest trochę jak najniższy pokład Titanica: biedni, przegrani, bez perspektyw, ale trzymający się razem. Ich anioł stróż w postaci zarządcy motelu (wspaniały Willem Dafoe) pogrozi palcem, kiedy nie płacą czynszu, ale też stanie w obronie przed każdym z zewnątrz, który przychodzi walić w drzwi mieszkańców. Motel o bajecznej nazwie Magic Castle, usytuowany w cieniu Disneylandu i pomalowany na bajkowy fiolet, to azyl dla wyrzutków, których amerykański sen okazał się iluzją. W tej społeczności świetnie odnajduje się 6-letnia Moonee (rewelacyjna Brooklynn Prince, musi być chociaż Oscar-nom), psotliwa, wygadana, naśladująca dorosłych, choć wokół siebie nie ma najlepszych wzorców. Jej młoda mama sama jeszcze jest dużym dzieckiem, zbuntowaną, wytatuowaną przedstawicielką najniższej amerykańskiej klasy społecznej, tzw. white trash. Kalejdoskop emocji, śmiechu i wzruszeń aż do mocnego końca.

Sing Street
Cudownie naiwna bajka, napisana muzyką, muzyką i muzyką, a także humorem i pozytywną energią. Twórca Once raczy nas historią młodych chłopaków z Dublina lat 80., którzy wypowiadają słowa, jakie każda paczka kumpli wypowiada w czasach szkolnych: załóżmy zespół. Jak mówią, tak robią, a realizacja idzie im niemożliwie dobrze. „Niemożliwie” to słowo klucz, bo wiadomo, że w rzeczywistości piosenki początkujących muzyków nie brzmią tak dobrze. Ale od czego są bajki? Od tego, żeby przez dwie godziny w nie wierzyć i świetnie się bawić. Do Sing Street i jego ścieżki dźwiękowej chce się wracać – tym większa szkoda, że dystrybutor nie wypuścił filmu w kinach ani na żadnym nośniku. Smutna buźka.

Split
Shyamalan nie wrócił, bo tak naprawdę nigdzie sobie nie poszedł. Po etapie niełaski to widzowie do niego wrócili. W „Split” jego wizja jest spójna jak zawsze, napięcie wysokie jak diabli, a twisty windują film na wyższy poziom – zaczątek nowego filmowego uniwersum. SCU: Shyamalan Cinematic Universe jest tym, czego świat potrzebował. McAvoy pięknie szarżuje w swoich rolach, a M. Night usuwa się w cień – ba! – nawet z siebie żartuje. Mało? Oprócz kapitalnej gatunkowości, „Split” jest też arcyciekawym studium radzenia sobie z traumą, a zakończenie jednocześnie straszy i wzrusza.

Star Wars 8
Jako nie-fan kultowej Sagi nie jestem najzasadniejszym głosem w dyskusji o Gwiezdnych wojnach. Wiem jednak, kiedy mam do czynienia z dobrym filmem. Rian Johnson w ciągu 2 i pół godziny przekonał mnie do swojej wizji bardziej niż George Lucas przez swoje 13 godzin.

Strażnicy galaktyki 2
Marvel według Jamesa Gunna to rozrywka z cholernie dużym serduchem.

Sztuka kochania
2017 to dobry rok dla polskiego kina. Historia Michaliny Wisłockiej jest nie tylko opowieścią na czasie, ale też motywującym portretem niebanalnej kobiety. Dwie rzeczy, których w polskim kinie próżno było szukać. I trzecia: to uniwersalny film, który będzie zrozumiały wszędzie tam, gdzie dociera kino. Doceniony przez krytykę i widzów w Polsce, chętnie oglądany w kinie i polecany znajomym – można śmiało stawiać „Sztukę kochania” jako przykład w rodzimych szkołach filmowych.

The Square
Tymczasem w świecie kultury wysokiej… Dyrektor muzeum sztuki nowoczesnej angażuje się w wypromowanie nowej instalacji – tytułowego kwadratu, „azylu zaufania i troski”. Punkt wyjścia poniekąd z życia wzięty, bo reżyser był autorem takiej samej instalacji w jednym ze szwedzkich muzeów. Ruben Ostlund podchodzi z dużą dozą ironii do sztuki samej w sobie, jak również do swoich bohaterów, otacza ich chaosem, w którym próbują się odnaleźć. „The Square” to na poły film i prowokacja. Jak dobry artysta, Ostlund zmusza nas do myślenia: obłuda rządzi światem i nawet sztuka nic na to nie poradzi. Smutne refleksje, ale film równie zabawny, co niepokojący.

To
Jeśli o horrory idzie, nie było w 2017 lepszego niż „To”. Bijąca na głowę adaptację z Timem Curry, nowa wersja korzysta z fandomu „Stranger Things” i usprawnia wszystko, co nie do końca grało w rekordowo popularnym serialu. Zamiast stawiać na fetyszyzowanie ejtisowych rekwizytów, film idzie swoją drogą i zabiera nas w podróż, a rekwizyty tworzą bogate tło dla najstraszniejszej przygody życia. Młody Skarsgard wybornie odnalazł się w roli Pennywise’a.


Uciekaj
Najlepszy debiut od czasu „Szóstego zmysłu”. „Uciekaj!” to inteligentne i bezkompromisowe kino gatunkowe, które z łatwością przechodzi od horroru, przez komedię do satyry społecznej. Pierwszy film Jordana Peele’a niespodziewanie podbija wszystkie festiwale i zdobywa nagrody krytyków, co może doprowadzić do niecodziennej sytuacji w filmowymi światku: czarna komedia/horror z Oscarem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz