Już prawie lato, więc najwyższa pora pomyśleć o pewnych grudniowych świętach - no wiecie, tych, kiedy to, zgodnie z tradycją, musi lecieć Kevin albo nawet Kevinów dwóch. W czasie projekcji pada nagle pytanie "Gdzie jest Kevin?" i my też jesteśmy totalnie zdezorientowani, bo Kevina nie ma - ach, jakież z nas gapy, znowu daliśmy się nabrać, że wszystko jest ok, a tu taki klops(nie pamiętam już w której części padło to pytanie i nie chce mi się guglować).
W każdym razie, gdyby komuś teraz nagle takie pytanie przyszło do głowy, to ja mogę odpowiedzieć, przynajmniej częściowo. Kevin wczoraj był w Nottingham, gdzie oblano go piwem i ze sceny przegoniono. Jak to? - ktoś mógłby zapytać - Czy wy to samo ćpiecie? Kevin na scenie? Otóż tak właśnie. I nie mam na myśli zażywania proszków na ból życia.
Kevin ma zespół. I grają kowery Velvet Underground i Lou Reeda. Wszystko spoko, ale to co robią z tekstami... #złaMuzyka? Z jednej strony to ewidentna profanacja klasyków, ale przecież owi klasycy sami robili niezłe zamieszanie i szargali 'świętości'. Pudełko po pizzy robiące za perkusję to w sumie fajny, minimalistyczny pomysł, a jeśli chodzi o teledysk... cóż, Andy Warhol pewnie by się zaśmiał. I chyba o to chodzi. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz