Zaczynamy od komendy „powstań”. A kiedy wszyscy już wstają i ucha nadstawiają, Robin Thicke opowiada nam o takiej pannie, co to ją ostatnio spotkał, pewnie na jakimś afterze czy biforze, zarzucił gadkę, a teraz nam swoje spostrzeżenia sprzedaje. Pan Thicke przekonuje nas, że każda dobra dziewczyna chce TEGO, a powtarzane w refrenie blurred lines wyznaczają cienkie granice między… no właśnie, czym? Seksem i gwałtem, pełnoletniością i prokuratorem. Wiadomo, dzisiaj prawie każda panna, gimnazjum czy klimakterium, wygląda jak Ruhanna. E, znaczy się, Rihanna. Dlatego taki rozchwytywany Robin Thicke porusza problem, z uwagi na wykonywany zawód, szczególnie mu bliski – zbyt młode wyglądają na wystarczająco młode. Paradoks to, bo kiedy młode dziewczęta chcą wyglądać na starsze, te starsze chcą wyglądać młodo. A biedny zagubiony podmiot liryczny próbuje się w tym postępującym świecie odnaleźć. Zdaniem pana Thicke, problemem jest purytańskie podejście do swobody i wyzwolenia płci pięknej, a rozwiązaniem jest liberalizm. Bo, za autorem tekstu, nowoczesna kobieta (tzw. „hot bitch”) nie daje się udomowić i w jej naturze leży zwierzęca dzikość. Czyli pan Thicke daje do zrozumienia wszystkim paniom: wstańcie, bawcie się na lewo i prawo, dobre dziewczyny, bądźcie nasty. And they will follow.
[m]
A jako bonus - wersja bez gołych pań, ale bardziej kreatywna i ogólnie muzycznie superior:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz