Paranoja wszędzie przez te taśmy wszelakie. Politycy boją się, że przyłapią ich na rozmowach z użyciem języka nieparlamentarnego. My boimy się, że ktoś nas o politykowanie posądzi. A Coma pewnie do tej pory sobie pluje w brodę, że powstały takie oto "taśmy".
Bo jak tu śpiewać o depresjach, samotności, śmierci i świecie złym, w którym chandra jest pozytywną odmianą, kiedy coraz to nowe pokolenia fanów natrafiają w sieci na taką oto erotycznie-jajcarską wersję bajki o Czerwonym Kapturku?
Kawałek pierwszy i zarazem ostatni raz pojawił się na płycie demo, która krążyła wśród fanów na początku 2003 roku, choć jak się okazuje, ja miałem wersję nieco bardziej wypasioną od tej, o której na ich oficjalnej stronie piszą. Przyznaję, że ówczesna Coma mnie intrygowała, była jakimś powiewem świeżości, niestety, chwilę później przytrafiła im się debiutancka płyta i, przez nazbyt wygładzoną produkcję, czar prysł gdzieś, wracając dopiero w okolicach czerwonego albumu.
Mimo iż od dłuższego czasu na słuchanie 'poważnej' Comy nie mam ochoty, to do tego utworu wracam z przyjemnością. I nawet na imprezie można go puszczać, bez obawy o tych, co z nadwrażliwością problemy mają. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz