To jest jedna z tych nocy. Trwa impreza, wszyscy bawią się świetnie. I nagle stwierdzasz, że nie masz ochoty na zabawę. Wychodzisz. Idziesz przed siebie, niekoniecznie do domu. Idziesz, aby iść, tak zwyczajnie, jakby to właśnie w ruchu było życie, jakby towarzystwo ludzi mogło sprawiać fizyczny ból.
Zmysły powracają, wraz z nimi jakieś obrazy, kolaż niepokojących fragmentów podróży przez przestrzeń, czas i odmienne stany świadomości. Lęk podnosi ciśnienie, następuje nagły wyrzut adrenaliny do krwi. Walcz albo uciekaj. Uspokajające dotąd właściwości papierosów nagle nie są w stanie przynieść ukojenia.
To może szklanka samogonu? Dzień wcześniej wszystko osuszyłeś, więc teraz czeka cię mozolna wyprawa na metę. Pukasz do drzwi, dwa szybkie puknięcia, 'pukpuk', potem jedno mocniejsze 'łuuup' i znowu 'pukpuk', żeby było wiadomo, że to swój, a nie jakiś pies albo gorzej, celnik.
Zaopatrzenie jest, podwójne nawet. W każdy inny dzień można by się zamroczyć już kilkakrotnie, ale nie dziś, bo dziś jest jedna z TYCH nocy. Jeśli uda się doczekać ranka, oczy, bezsenne, będą bardzo boleć.
Dlaczego pukasz do okien? Nie wiem. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz