W ramach walki o nowe lajki, klikalność i ilość wyświetleń, rozpocznijmy sobotę od czegoś lekkiego, popularnego i z lekką nutką masochizmu.
Jest lekko, chociaż tylko w porównaniu do niektórych dokonać tej grupy.
Wątek pop rozszyfrujmy następująco - Blixa współpracował z Nickiem Cave'em, a ten, z kolei, nagrał kiedyś kawałek z Kylie Minogue.
Wreszcie masochizm - ja po niemiecku nicht verstehe. No, może trochę, ale jest to tylko taki 'okupacyjny niemiecki', a tu mi się pojęcia typu 'iś habe cfaj granaten' raczej nie przydadzą. Całe szczęście że i w języku Bitelsów też im się zdarza śpiewać.
To w końcu o co chodzi z tym zespołem? Może o to, że jeszcze zanim samplowanie stało się modne, oni zdążyli ów 'fixing'(jak to nazywali) porzucić na rzecz eksperymentów z 'dziwnymi' instrumentami? Możliwe.
A może to ten puls.
W kolejności postawionej zupełnie na głowie.
Przynajmniej w odniesieniu do chronologii naszych czasów.
Bo najpierw mamy natłok wszystkiego. Miasto oddycha swoim industrialnym rytmem. Autostrady pulsują nerwowo i urywanie, fabryki dodają od siebie jakieś nieokreślone dźwięki, wielkie osiedla wydają się być gdzieś zupełnie obok. Wszystko to ze sobą współgra, mechaniczna precyzja, ale również budzi niepokój. Tak pracujący 'organizm' nie mógł być przyjęty jako coś normalnego.
A potem nastąpił nagły zwrot. Niby komponenty te same, ale część bardziej wyciszona, część lepiej dostrojona do częstotliwości drgań, nie betonu, nie żelastwa, które wszędzie powtykaliśmy, ale do częstotliwości zapomnianego spokoju.
I wreszcie, pewnie po to, by uniemożliwić mi zakończyć jakimś intrygującym porównaniem, Einsturzende wracają niemal do początków.
Stąd właśnie pochodzi ich magia. Oczekiwanie po nich czegokolwiek, przynieść może tylko rozczarowanie. Najlepsze przychodzi, kiedy nie stawiamy im żadnych wymagań. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz