piątek, 30 stycznia 2015

FOXCATCHER ♠♠♠♠

Ornitolog, filatelista, filantrop. John du Pont grany przez Steve’a Carella nie jest żadnym z nich. Nie jest trenerem, nie jest patriotą, nie jest człowiekiem. To niezrównoważona psychika napędzająca sztywne ciało do działań tak sztucznych, że niemożliwym jest, aby ktoś brał na serio jego dobre intencje. A już na pewno nie bracia Mark i Dave Schultz, którzy z biegiem wydarzeń patrzą na niego z coraz większym zakłopotaniem.

Wydarzenia te miały swój podobny bieg na przełomie lat 80. i 90. Mark (Channing Tatum) dostaje propozycję dołączenia do drużyny zapaśniczej finansowanej przez bogatego du Ponta. Zgadza się skuszony pensją, jakiej zapaśnik nie ujrzałby w tamtych latach oraz iluzją mocnej ojcowskiej figury. Mark jest małomównym i nadwrażliwym osiłkiem, który czuje się swobodnie tylko przy swoim starszym, bardziej doświadczonym bracie. Dave (Mark Ruffalo) jest dla niego trenerem, pomocą, schronieniem, dostarcza mu cienia, w którym się chowa. Problem w tym, że du Pont przekonuje Marka, że w drodze na olimpijski szczyt nie musi stać w niczyim cieniu i daje mu „wolność” zamkniętą w swojej posiadłości nazwanej Foxcatcher na cześć rodzinnej stajni rodu du Pont. Stajni pełnej koni bardziej zadbanych i bardziej kochanych niż John. Tym sposobem zakompleksiony i niestabilny milioner rzuca swój własny mroczny cień na karierę Marka i życie braci.

Niejednoznaczny, pełen niedopowiedzeń film buduje przed widzem zniuansowaną psychologię postaci i nie pozwala oderwać wzroku od układanych puzzli. Bennet Miller prowadzi oparty na prawdziwej historii scenariusz pewną ręką dramaturga (jak w „Capote” i jak Capote) i buduje napięcie wokół dziwacznej postaci du Ponta, będącej w szarej strefie między dobrym a złym charakterem. Szary to kolor pasujący do Johna – jest nijaki, jego pozbawiony emocji wzrok wpatrzony w pustkę, głowa lekko uniesiona, niczym wyuczony przed lustrem ruch mający dodać cech przywódczych jego osobie. Jego homoseksualne zapędy są lekko nakreślone i nie do końca jasne, podobnie jak jego intencje wobec braci – to tylko wzmacnia dyskomfort jego zapaśników oraz widzów.

Swoją pierwszorzędną rolą Carell potwierdza niepisaną zasadę, że dobry komik to dobry aktor dołączając do zacnego grona, w którym znajdują się choćby Robin Williams, Jim Carrey czy Will Ferrell. Prawdziwy Mark Schultz, obejrzawszy swoją historię na ekranie, stwierdził, że Carell to wskrzeszenie du Ponta razem z jego wyglądem, zachowaniem, manieryzmami i wyrazami twarzy (krótki film dokumentalny nakręcony o nim za jego pieniądze można znaleźć tu bit.ly/1I3WObA). Jako fan „The Office” stwierdzam, że rola w „Foxcatcher” ma w sobie czasem coś ze smutnego klauna, jakim w serialu był Michael Scott, szczególnie w scenie, kiedy Carell chodzi po sali treningowej i próbuje pokazać swojej matce jaki z niego mentor.

Jak na męski sport, który film przybliża, „Foxcatcher” przedstawia nam ludzi wrażliwych i zagubionych, w uściskach czułych i bliskich zarówno na ringu, jak i na treningu. Tatum i Ruffalo wyglądają jak strongmeni, ale idę wbrew temu image’owi – szczególnie ten drugi: mistrz olimpijski, a przy tym prostolinijny, ciepły, rodzinny człowiek, który czas rozdziela między żonę, dzieci, brata i pracę. Nie do końca tego oczekujemy od filmowego trenera/zapaśnika. Brak tu też współzawodnictwa po trupach, do którego przyzwyczaiły nas filmy sportowe. Agresję wyczuwa się nie podczas starcia, tylko wewnątrz – tłumioną – która uchodzi w zaciszu. 

Nie jest to film rozrywkowy ani dobry na miły wieczór. To gimnastyka dla umysłu. Tempo jest powolne, muzyka zdawkowa, humoru co Nolan napłakał. Siła leży głębiej, w postaciach, zdarzeniach, emocjach. Po seansie byłem na tyle zaintrygowany, że spędziłem dobre dwie godziny na odkrywaniu prawdziwych postaci i zdarzeń. Emocje towarzyszyły mi znacznie dłużej. [m]

Dramat, USA, 130 min.
Premiera PL: 9.01.2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz