Tyle tytułem wstępu, reszta będzie jednak o czymś innym. Przynajmniej w jakimś stopniu.
Jakiś czas temu moja kreatywność wykroczyła nawet poza ramy biurka, zdjęła buty, usiadła i poczuła się jak w domu.
Onieśmielony jej pewnością siebie, nie śmiałem zakłócać jej spokoju, trzymałem się z dala, obserwowałem ją z odległości, próbując ją w jakiś sposób oswoić.
W pewnym momencie zorientowałem się, że w nowym siedlisku mojej kreatywności mogą znajdować się pewne przedmioty, od których zależeć może przyszłość tego świata, a przynajmniej świata w takim kształcie jaki znamy.
Zapuściłem się tedy na tereny od dawna nieodwiedzane, brutalnie naruszając delikatną równowagę nowo powstałego ekosystemu, odkrywając na nowo zapomniane krajobrazy, znajdując cuda dawno już uznane za zaginione i stracone dla przyszłych pokoleń.
Wciąż nie udało mi się odnaleźć tego, czego szukałem, co oznacza, że losy świata są nadal zagrożone, jednak nie ma to już dla mnie tak dużego znaczenia bowiem...
... całkiem przypadkiem natrafiłem na 'Urban Hymns" The Verve.
Zapaliła się lampka pod kopułką, jak pies Pawłowa zacząłem obficie się ślinić i przypomniałem sobie, że The Verve to znacznie więcej niż Bitter Sweet Symphony.
Dzień dobry! [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz