Ostatnio prześladuje mnie Marek Hłasko i jego ekipa z lat młodzieńczych… Odkąd ogłosili wydanie jego niepublikowanej wcześniej powieści, ciągle gdzieś się „w pobliżu” pojawiają. Parę dni temu obejrzałam w końcu film z 1958 roku: „Baza Ludzi Umarłych” który polecam! Surowy, zimny, ale świetny (mimo, że Hłasko się od niego odciął na koniec). Kreacje aktorskie, dialogi, prosto, ale ciężko. (Przy okazji odkryłam Teresę Iżewską, bardzo tragiczną postać, piękną kobietę i zmarnowany talent – Stokrotka z „Kanału”). Potem trafiłam gdzieś na dokument o Komedzie, dostałam książkę o Ryszardzie Horowitzu, w Krakowie wystawa "Filmy Romana Polańskiego w światowym plakacie filmowym” (która we wrześniu przyjedzie do Gdyni!), itd. Itp. No i tak mi myśli wokół nich ciągle krążą…
Dzisiaj nie było inaczej, bo przy porannej kawie i sprawdzaniu co tam w wirtualnym świecie, zobaczyłam, że Łukasz Maciejewski w mój klimat się wpasował. Wbrew temu, co twierdził Maklakiewicz w „Rejsie”, dużo się dzieje w Polskim kinie, i z ostatnich wieści: film "11 minut" Jerzego Skolimowskiego zakwalifikował się do konkursu głównego na festiwalu w Wenecji. Jako że post publiczny to udostępniam, bo warto przeczytać: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=949045925134459&set=a.100601033312290.1217.100000871810633&type=1&permPage=1 Tamże właśnie pojawia się tytuł „NIEWINNI CZARODZIEJE”…I już wiedziałam, co dziś sobie włączę w ramach odświeżenia!
Nie chcę tu się zagłębiać w polemikę Łomnicki kontra Skolimowski, czy też komentować słów Wajdy, że za tym filmem nie przepada i nie rozumie fenomenu… Ekspertem nie jestem, ale bardzo ten film lubię, a Bazyli powiedział: „zdolność do samokrytyki czyni Cię wzruszająco ludzką”.
Lata 50. to był ciekawy okres w Polsce i nie gorzej działo się z polskimi filmami, szczególnie Wajdy (wspomniany „Kanał” - tak przy okazji 1.08), muzyka, klimat, jeszcze nie taka głęboka i smutna komuna… A sama treść filmu nadal przecież aktualna: młodzi ludzie (praca za dnia, pasja po godzinach), chowający emocje i uczucia za cynizmem, gierkami i buntem. Bycie sobą nie jest dobrze widziane, egoizm i pozory zamiast naturalnych reakcji - szczególnie w relacjach międzyludzkich. Brzmi znajomo? W latach 50. było podobnie jak widać i to Wajda bardzo fajnie pokazał, wyjątkowo nie mieszając do tego polityki! I dzięki mu za to!
Lata 50. to był ciekawy okres w Polsce i nie gorzej działo się z polskimi filmami, szczególnie Wajdy (wspomniany „Kanał” - tak przy okazji 1.08), muzyka, klimat, jeszcze nie taka głęboka i smutna komuna… A sama treść filmu nadal przecież aktualna: młodzi ludzie (praca za dnia, pasja po godzinach), chowający emocje i uczucia za cynizmem, gierkami i buntem. Bycie sobą nie jest dobrze widziane, egoizm i pozory zamiast naturalnych reakcji - szczególnie w relacjach międzyludzkich. Brzmi znajomo? W latach 50. było podobnie jak widać i to Wajda bardzo fajnie pokazał, wyjątkowo nie mieszając do tego polityki! I dzięki mu za to!
O Komedzie, Polańskim, czy Hłasce już parę razy chciałam coś napisać, ale zawsze wydawało mi się to zbyt płytkie, za krótkie, za długie, za ciężkie… albo (najgorsza opcja) nikogo to nie zainteresuje… No przecież jak popatrzę na to zdjęcie, kto na nim jest (brakuje tylko Cybulskiego, który w filmie też się pojawił), co tam się musiało dziać, i że to był „początek wspaniałej przyjaźni”, jednocześnie wiedząc jak się te losy potoczyły potem… Jest w tym coś fascynującego.
Zatem zostawiam Was z NIEWINNYMI CZARODZIEJAMI, na dyskusję nie liczę, ale jak komuś temat podpasował, to zapraszam. Wszystko legalnie, z kanału YT Studia Filmowego „KADR”:https://www.youtube.com/watch?v=9llc-8x4O68
Dodatkowo jeszcze, jako wpis blogowy, powinno się użyć hashtagów i być na bieżąco w trendach wirtualnych, więc proszę: #gimbynieznajo a powiiny! #kultura #polskiekino #trowbackthursday aka #tbt, no i również do tematu pasujący, acz idiotyczny #friendshipday ponoć dzisiaj też był. Jeśli dzięki tym krzyżykom chociaż jedna osoba na to trafi i trafi to do niej, to już jest sukces. Miłego seansu i dobranoc. [d]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz