wtorek, 4 sierpnia 2015

Krótko. Polowanie na prezydenta.


Wokół POLOWANIA NA PREZYDENTA narosła po premierze dziwna niechęć. A przecież wystarczy rzut oka na plakat i wiadomo, że nie należy brać tego filmu na poważnie. Już oryginalny tytuł BIG GAME oddaje to, czym film chce być: wszystko jest duże albo jeszcze większe, a całość byłaby idealna do posiadówki z padem w jednej ręce i zimną butelką dobrego trunku w drugiej – plus te pyszne cut scenki z Samuelem L. Jacksonem.

To jakże amerykańskie w swym eskapizmie kino akcji wyszło z Finlandii – chyba dlatego właśnie jest więcej niż strawne. Reżyser i scenarzysta, Jalmari Helander, mnoży niedorzeczności z takim wdziękiem i rozmachem, że szkoda tracić czas na rozliczanie go z fabuły. Jackson jako prezydent USA i pomagający mu bronić się przed terrorystami młody Oskari, mieszkaniec malutkiej wioski przechodzący właśnie test na męstwo, to chyba jedna z najbardziej dziwacznych ekranowych par. Jakimś cudem jednak ich chemia działa i mają nawet kilka rozczulających wspólnych scen. Ten duet jest o tyle inny od tych made in USA, że to głowa państwa uczy się od fińskiego młodzieńca wychowanego w dziczy – wreszcie! Natomiast to bardziej typowe show (a’la „Krytyczna decyzja” czy „Air Force One”) kradnie Ray Stevenson jako agent Secret Service i twardy bad guy rodem z lat 90.


„Polowanie na prezydenta” to zaskakująco gorąca mieszanka z zimnego kraju, która przypadnie do gustu fanom campu – pełna absurdów, wyświechtanych motywów i pięknych obrazków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz