71.
urodziny obchodzi dziś Peter Weir. Australijski reżyser rzucił swój cień na
rodzimy kontynent realizując w latach 70. na początku kariery trudne do
skategoryzowania filmy: surrealistyczną czarną komedię „Samochody, które zjadły
Paryż”, ezoteryczny „Piknik pod Wiszącą Skałą” oraz mniej znanego, a bardzo
dobrego „Hydraulika” (dziwnie podobnego do „Telemaniaka” z Carrey’em).
Późniejszy etap amerykański jego filmografii nie tylko pokazał, że Weir się nie
sprzedał, ale też utwierdził pozycję artysty i przyniósł takie perły jak „Stowarzyszenie
umarłych poetów”, „Świadek” i „Truman Show”.
Zostanę jednak przy „Pikniku...”, bo jego wspomnienie zawsze wzbudza we mnie dziwne zaciekawienie połączone z podskórnym niepokojem. Samo miejsce i prawdziwe wydarzenia, na których film jest oparty są wystarczająco tajemnicze. Jest wiele teorii dotyczących zniknięcia grupy dziewcząt oraz ich opiekunki w Walentynki 1900 roku, kiedy to odpoczywały w miejscu zwanym Wiszącą Skałą. Rozwiązania zagadki nie uświadczymy, sam film z 1975 roku również pozostawia widzów skonsternowanych. Wydana w 1967 roku książka Joan Lindsay pod tym samym tytułem, na podstawie której powstał scenariusz filmu, początkowo również nie dawała odpowiedzi. Na życzenie autorki usunięto ostatni rozdział przedstawiający jej spojrzenie na tę zagadkę, bo, jak wiadomo, lepiej pozostawić niektóre rzeczy wyobraźni. Dopiero po śmierci Lindsay opublikowano książkę z ostatnim rodziałem zatytułowanym „Sekret Wiszącej Skały”, w którym dużą rolę grają nadprzyrodzone moce.
Obraz Williama Forda Picnic Day at Hanging Rock powstał w 1875 roku, co dowodzi, że to tajemnicze miejsce intrygowało już wcześniej. Pozornie zwykła scena, która zyskała inny wydźwięk dzięki rzeczywistości i jej adaptacjom. Nadal nie wiadomo, co jest prawdą, ale tak jest na pewno bardziej intrygująco. [m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz