Co jakiś czas pojawia się trend, który z każdą kolejną odsłoną nabiera mocy, by w końcu stać się tylko karykaturą.
Ostatnio słyszałem dużo przeróbek utworów, w których to jedyną nowością była zamiana tonacji z moll na dur albo odwrotnie.
Na początku było ciekawie, potem stało się to nieco nużące, w końcu nadszedł czas irytacji.
No ale pojawia się ta wersja Hey Jude. Niby znowu to samo, ale wyrywa wnętrzności, łamie w pół, zmusza do zatrzymania się na chwilę.
Jeśli po sobotnich balangach obudziliście się na kacu, w dodatku ze stanami lekko lękowymi, to raczej nie polecam.
Jeśli jednak chcecie na koniec weekendu znów przypomnieć sobie czym są emocje, dajcie się porwać, poruszyć, poznajcie drugą, molową, stronę mocy. [b]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz